Moja przygoda z cegłą zaczęła się w piątej klasie podstawówki, gdy jej kawałkiem wybiłem koledze ząb. Mieszkałem wtedy w gettcie na Muranowie i stara cegła była tam zjawiskiem powszechnym, bo każdy, nawet najpłytszy wykop, dostarczał ich ogromne ilości (były także duże ilości kości, ale to temat na inną pogadankę..)
Wraz z ilością wybitych zębów wzrastało moje zainteresowanie zagadnieniem cegły nie tylko poprzez wzgląd na jej siłę miotającą, ale także na pochodzenie i ingredienty, które stosowano do jej wypieku.
Zacząłem też zwracać większą uwagę na tajemnicze symbole na niej widniejące.
Wnioski były następujące: najlepiej rzuca się cegłą o klasycznych proporcjach 1 : 2 : 4 i z jak najmniejszą domieszką piasku. Te najlepsze pochodziły z cegielni Schneidera na Jelonkach i z Brwinowa od Wiencka.
Marzeniem był wypiek od Granzowa, ale na nie mieli szansę przede wszystkim chłopacy z prawego brzegu.
Z latami nie miałem już w kogo rzucać i mój pociąg do ceramiki budowlanej przerodził się w kolekcjonerską pasję, której owoce chciałbym teraz zaprezentować.
Zapraszam slajdy na start!
Niezła kolekcja. Ja tam zawsze mam w kogo rzucać.
OdpowiedzUsuńimponujący zbiór!!! :D
OdpowiedzUsuńDzięki :) Aczkolwiek wolałbym żeby te cegły dalej sobie mieszkały w budynkach, z których pochodzą.
OdpowiedzUsuńMarcin, jak koledzy się wykruszą, zostaną koleżanki i zawsze jeszcze będzie można (je) rzucać.
(Chociaż ta czynność jest obosieczna raczej ;) ..
A pani w szkole nie mówiła, że dziewczynki to nawet kwiatkiem nie wolno uderzyć?
OdpowiedzUsuńWprawdzie jeden z moich byłych sąsiadów miał inny pomysł na życie i ganiał żonę po schodach z siekierą, ale już tam na szczęście nie mieszkają.
Mówiła, ale jak zarobiła cegłą to przestała.
OdpowiedzUsuńNie pisałem o rzucaniu (w) dziewczyny, ale o rzucaniu (tych) dziewczyn lub (przez) dziewczyny. Tego w szkole nie uczą (chyba, że odbywasz romanse z nauczycielką ;)