Bo w tym, w którym mieszkam lubię gołębie.
Od pewnego czasu przeprowadzam nad nimi drobiazgowe eksperymenty parapetowe.
I jeszcze paru bonusowych gołębi uchwyconych w trakcie ostatnich obserwacji.
Nalot na parapet po dawkę "szczęśliwej papugi" (hapipapugi, jak mówi Aniołek; 1,30 zł w Tesco), potrawy zdecydowanie preferowanej przez obiekty poddawane eksperymentom.
W trakcie konsumpcji. (Proszę zwrócić uwagę na obiekt w dalszym planie, wycofanym na z góry upatrzone pozycje).
To parapetowy gangsta, skrajnie nietolerancyjny wobec współkonsumentów.
Niestety, nie mogę sobie teraz przypomnieć jego ksywki (ma ją wytatuowaną na karku).
Jeden z obiektów sugeruje, że już nadszedł czas na eksperymenty, bo inaczej zaraz padnie z niedożywienia. Na szczęście, szyba w gabinecie doświadczalnym zazwyczaj jest na tyle brudna, iż mogę udawać, że nie zauważyłem tego typu sugestii.
Rudolf. Podwórkowy odmieniec (w tym roku pojawiło się zadziwiająco dużo rudawej młodzieży)
Batman.
Ten drugi wygląda, jakby mu coś uszkodziło skrzydełko.... może kot?
OdpowiedzUsuńTeż myślałem, że to jakaś masowa gołebia umieralnia, ale wszystko z nimi było okej, po prostu się opalały.
OdpowiedzUsuńCała sekwencja wyglądala tak: radosna kąpiel w kałuży, szybki przelot na gzyms i wylegiwanie z rozprostowanymi rękami. Nigdy nie widziałem gołębia leżącego plackiem. Myślałem, że potrafią tylko chodzić i latać.
Gołębie są dziwne.
Gołębie na odległość może i są urokliwe, ale jako że jestem zdecydowanym wielbicielem pomników, ze względów oczywistych nie przepadam za gołębiami, które w pewnym sensie także lubią pomniki.
OdpowiedzUsuńAha, dla mnie ostatnie zdjęcie rulez.
OdpowiedzUsuńObserwacje bardzo interesujace, porzadnie opisane i bogato ilustrowane, dziekuje!:)
OdpowiedzUsuńsad.a.5 czyli Agnieszka
Superowe jest ostatnie zdjecie. Co do gołębi, to nie przepadam, bo z mojej ulubionej rudery obserwacyjnej wygoniły pustułki, które obserwowałam. Tyle ich było, że nękały parę pustułek tak dłuugo, że się przeniosła grze indziej. Smutno... :(
OdpowiedzUsuńJa tam dziwny jestem i ani gołębi ani pomników specjalnie nie lubię. Są częścią miasta, i tyle (jak dla mnie).
OdpowiedzUsuńGołębie są zdecydowanie niedoceniane!
OdpowiedzUsuń@Melarosa - gołębie wygoniły pustułki? To może to były pustułki-anorektyczki, albo gołębie-ninja? ;)
Są fascynujące i potrafią nieźle zadziwić, o ile poświęci się im trochę uwagi.
OdpowiedzUsuńWiększość miejskiego ptactwa jest niesamowita. Żeby przetrwać, rozumki im się przeflancowały w specyficzny - szczurzy - rodzaj inteligencji. Miejskie życie ma olbrzymi wpływ na ewolucję międzygatunkową ;)
I też się trochę dziwię pustułkom, że spękały przed gołebiami..
Z drugiej strony, gołębie faktycznie mogły mieć liczebną przewagę. To tak jakby dwa samotne myśliwce miały walczyć z całą flotą powietrzną. Wynik będzie oczywisty.
Piękne gołąbki.
OdpowiedzUsuńslyczne ptaszki. Ale ja tam wolę wróbelki :-)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za wszystkie komentarze :)
OdpowiedzUsuńA gdyby ktoś chciał wesprzeć eksperymenty, prosiłbym o wysłanie mejla z torebką hapipaugi lub - w ostateczności - skórkami od chleba.
Nie napiszę, że nie lubię gołębi, bo nie byłaby to prawda, ale ze nie lubię posranych parapetów, aut, kołnierzy - to tak, napiszę;)
OdpowiedzUsuńMoje gołębie są nauczone załatwiać się do kuwety. Srają te inne - zamiejscowe.
OdpowiedzUsuńPowinieneś to opatentować;)))
OdpowiedzUsuń