Wyrazy wdzięczności dla Redakcji za wskazanie tak wartościowego źródła!
Na szczególne docenienie, a nawet aplauz, zasługuje wydawnictwo Lehmana (nr 1 w zbiorze). Pomimo transcendencji jaka narosła z upływem 200 lat od wydania, dostarcza ono większej liczby informacji lepiej przyswajalnych, niż podobne wydawnictwa dzisiejsze, zarówno elektroniczne jak i nieelektroniczne, w których treści komercyjne powodują deflację przekazu.
Niestety. Wydawca w swojej skrupulatności posunął się za daleko:
Ciąg, w którym podano nry posesji i nazwiska ich właścicieli, mieści się w zakresie przedmiotowym ustawy:
Art. 7. "Ilekroć jest mowa o zbiorze danych - rozumie się przez to każdy posiadający strukturę zestaw danych o charakterze osobowym, dostępnych według określonych kryteriów [..]"
Tak czy inaczej, imperatyw bycia rzetelnym będzie stanowił okoliczność łagodzącą.
By bardziej podkreślić walory nr-u 1, pozwolę sobie imputować zarzuty wobec wydawnictwa nijakiego Lindleya (nr przedostatni). Przekaz jest nieczytelny z powodu użycia archaicznej czcionki i dziwnej maniery językowej, dyktowanych zapewne przez chęć wzbudzenia kontrowersji i zaistnienia na rynku. Nie może być na to zgody - "Kruczaja" brzmi poprostu fatalnie.
Pomimo upływu prawie stu lat od wydania Lehmana i rozwoju technik DTP, CAD, ITP., produkt Lindleya pozostaje w tyle za ów pierwowzorem.
Ale jest zakład dla obłąkanych w Szpitalu Starozakonnych. Nawet byś miał bliżej.
Er, fakt, że mogli dać możliwość offlajna, ale wtedy ta strona byłaby jednorazowa. Lecz na wszystko co wirualne, jest równie wirtualna odpowiedź. Działa bez problemu (tip: w fazie końcowej, najlepiej od razu wpisać rozdz. typu 20000x20000 px i sobie to potem przyciąc; ponieważ mapy są naprawdę spore, uniknie się zabawy w macanego z łapaniem wycinków).
GzD > Ale np. "Goosaja" brzmi już spoko. Lezy o wiele bliżej anglosaskiego — ZACHODNIEGO — ducha (i samego Lindleya zarazem), niż nasza "Gęsia" głupia. Poza tym, jednym z podstawowych zauroczeń w czytaniu starej prasy (w typ przypadku map) jest właśnie to karygodne omijanie usatwy, którą byłeś łaskaw zacytować. Zreszta, zaraz to wyswietlę w nowej — b. dramatycznej notce).
najsamwpierw trzeba mieć Fajerfoksa. zzzzzz.... tym niemniej, warto zauważyć na miejscu dzisiejszych Filtrów szubienicę Księstwa Warszawskiego. być może - sami o tym nie wiedząc - pijamy wodę o smaku mandragory.
Mandragora, to bardzo bajkowe słowo. Zupełnie nieadekwatne. Ten stryczek, zauważyłem kiedyś analogowo/papierowo, ale wciąż wypatruję "zwyczajnego miejsca egzekucji, między rogatkami wolskiemi a jerozolimskiemi", na którym Zawisza zawisł. Nie widziałem nic takiego do tej pory; nie było też takiego instrumentu zaznaczonego na Pl. Zawiszy > czyli przy rog. jeroz. > czyli tam, gdzie wg. przekazów — coraz bardziej typu: "urban legend" — go zawieszono. Chyba, że zdajacy relację ruski generał źle to zlokalizował i chodziło o jedyną szubiennicę zaznaczoną na mapach, czyli tą z mandragory.
A propos Fajerfoxa, to mam coraz większy wrzót na sumieniu, że podałem ten patent (szczególnie, że i tak nie skorzystasz). Genealodzy zrobili kawał dobrej roboty i od razu wyskakuje jakiś cwany szczur oflajnowy. Najchętniej, bym to ocenzurował, ale ponieważ redakcja nie cenzuruje komentarzy, zaś edycja jest niemożliwa, to uprasza się o nieczytanie tego fragmentu.
dlaczego nieadekwatne? wisielec to wisielec. może jenerał miał na myśli nie wolskie a mokotowskie. antyczny "sloik" zawszeć mógł się w ten sposób omylić.
Być może. Tajemnice jeneralskich umysłów są bowiem niezbadane..
Ta nieadekwatność to w kontekście brzmieniowym tylko. Patrząc ze strony wisielca, to faktycznie wszystko jedno, czy wyrośnie mu robacza larwa, czy mandragora. W równie muzykalnym tonie odniosę się do "słoika" (zakładam, że to miałeś na myśli, a nie np. "antycznego stoika"). Uważam, że o wiele lepszym słowem w tej roli byłby "wek". Brzmi kategorycznie i bardziej wrednie, koresponduje z niemieckim "weg!".
Wyrazy wdzięczności dla Redakcji za wskazanie tak wartościowego źródła!
OdpowiedzUsuńNa szczególne docenienie, a nawet aplauz, zasługuje wydawnictwo Lehmana (nr 1 w zbiorze). Pomimo transcendencji jaka narosła z upływem 200 lat od wydania, dostarcza ono większej liczby informacji lepiej przyswajalnych, niż podobne wydawnictwa dzisiejsze, zarówno elektroniczne jak i nieelektroniczne, w których treści komercyjne powodują deflację przekazu.
Niestety. Wydawca w swojej skrupulatności posunął się za daleko:
Art. 51. 1. Dz.U.02.101.926 j.t "Kto administrując zbiorem danych [osobowych - przyp. wł.] [...] udostępnia je [...] , podlega grzywnie, karze [...]."
Ciąg, w którym podano nry posesji i nazwiska ich właścicieli, mieści się w zakresie przedmiotowym
ustawy:
Art. 7. "Ilekroć jest mowa o zbiorze danych - rozumie się przez to każdy posiadający strukturę zestaw danych o charakterze osobowym, dostępnych według określonych kryteriów [..]"
Tak czy inaczej, imperatyw bycia rzetelnym będzie stanowił okoliczność łagodzącą.
By bardziej podkreślić walory nr-u 1, pozwolę sobie imputować zarzuty wobec wydawnictwa nijakiego Lindleya (nr przedostatni). Przekaz jest nieczytelny z powodu użycia archaicznej czcionki i dziwnej maniery językowej, dyktowanych zapewne przez chęć wzbudzenia kontrowersji i zaistnienia na rynku. Nie może być na to zgody - "Kruczaja" brzmi poprostu fatalnie.
Pomimo upływu prawie stu lat od wydania Lehmana i rozwoju technik DTP, CAD, ITP., produkt Lindleya pozostaje w tyle za ów pierwowzorem.
fajne, fajne. tylko szkoda, że tych nie można zabrać do domu, jak tych z Rosji.
OdpowiedzUsuńNie ma Tworek. Nie kupuję tego.
OdpowiedzUsuńAle jest zakład dla obłąkanych w Szpitalu Starozakonnych. Nawet byś miał bliżej.
OdpowiedzUsuńEr, fakt, że mogli dać możliwość offlajna, ale wtedy ta strona byłaby jednorazowa. Lecz na wszystko co wirualne, jest równie wirtualna odpowiedź. Działa bez problemu (tip: w fazie końcowej, najlepiej od razu wpisać rozdz. typu 20000x20000 px i sobie to potem przyciąc; ponieważ mapy są naprawdę spore, uniknie się zabawy w macanego z łapaniem wycinków).
GzD > Ale np. "Goosaja" brzmi już spoko. Lezy o wiele bliżej anglosaskiego — ZACHODNIEGO — ducha (i samego Lindleya zarazem), niż nasza "Gęsia" głupia.
Poza tym, jednym z podstawowych zauroczeń w czytaniu starej prasy (w typ przypadku map) jest właśnie to karygodne omijanie usatwy, którą byłeś łaskaw zacytować. Zreszta, zaraz to wyswietlę w nowej — b. dramatycznej notce).
najsamwpierw trzeba mieć Fajerfoksa. zzzzzz....
OdpowiedzUsuńtym niemniej, warto zauważyć na miejscu dzisiejszych Filtrów szubienicę Księstwa Warszawskiego. być może - sami o tym nie wiedząc - pijamy wodę o smaku mandragory.
Mandragora, to bardzo bajkowe słowo. Zupełnie nieadekwatne.
OdpowiedzUsuńTen stryczek, zauważyłem kiedyś analogowo/papierowo, ale wciąż wypatruję "zwyczajnego miejsca egzekucji, między rogatkami wolskiemi a jerozolimskiemi", na którym Zawisza zawisł. Nie widziałem nic takiego do tej pory; nie było też takiego instrumentu zaznaczonego na Pl. Zawiszy > czyli przy rog. jeroz. > czyli tam, gdzie wg. przekazów — coraz bardziej typu: "urban legend" — go zawieszono.
Chyba, że zdajacy relację ruski generał źle to zlokalizował i chodziło o jedyną szubiennicę zaznaczoną na mapach, czyli tą z mandragory.
A propos Fajerfoxa, to mam coraz większy wrzót na sumieniu, że podałem ten patent (szczególnie, że i tak nie skorzystasz). Genealodzy zrobili kawał dobrej roboty i od razu wyskakuje jakiś cwany szczur oflajnowy.
Najchętniej, bym to ocenzurował, ale ponieważ redakcja nie cenzuruje komentarzy, zaś edycja jest niemożliwa, to uprasza się o nieczytanie tego fragmentu.
dlaczego nieadekwatne? wisielec to wisielec.
OdpowiedzUsuńmoże jenerał miał na myśli nie wolskie a mokotowskie.
antyczny "sloik" zawszeć mógł się w ten sposób omylić.
Być może. Tajemnice jeneralskich umysłów są bowiem niezbadane..
OdpowiedzUsuńTa nieadekwatność to w kontekście brzmieniowym tylko. Patrząc ze strony wisielca, to faktycznie wszystko jedno, czy wyrośnie mu robacza larwa, czy mandragora.
W równie muzykalnym tonie odniosę się do "słoika" (zakładam, że to miałeś na myśli, a nie np. "antycznego stoika").
Uważam, że o wiele lepszym słowem w tej roli byłby "wek". Brzmi kategorycznie i bardziej wrednie, koresponduje z niemieckim "weg!".