Z cyklu: Spacery po żydowsku.
Chcieliśmy też zajrzeć w muzeum, ale akurat mieliśmy spacerowy niezbędnik typowego warszawiaka — butelkę z benzyną, visa, tygrysa i granat zaczepny, więc nie przeszlibyśmy przez przyjazną, muzealną kontrolę pirotechniczną.
Dlatego na jednym ślizgu tematycznym spłynęliśmy w al. Świerczewskiego
i bez zbędnej fajerwerki podziwiliśmy wyjątkowość Wielkiej Synagogi
z papieru i sklejki.
ciekawe, czy ten wentylator na szczycie się obracał.
OdpowiedzUsuńPodobne rozwiązanie jest stosowane w drążeniu linii metrów Elisabettą.
OdpowiedzUsuńJew-jitsu
OdpowiedzUsuńTo wtedy, gdy po pirotechnicznych bramkach muzealnicy zaoferują jeszcze kontrolę osobistą.
OdpowiedzUsuń