czwartek, 7 lipca 2016

Armagrodon wolski

Obszerne migawki zejścia ogrodu Wolska 31, pamiątki po Zakładzie Ogrodniczym "Bracia Hoser".


Owocowo-kwiecisty pochód braci rozpoczyna się w styczniu 1846 roku
w ogrodzie Saskim i poprzez ogrody Śródmieścia, Woli i Ochoty zatrzymuje się w 1897 r. szkółką drzew w Żbikowie.

Raport z przebiegu zdamy w kolejnych audycjach, teraz zatrzymamy się tylko na odcinku Wolskim. Firma braci Hoser wyrosła tutaj dwa ogrody:
w 1859 r. na Żytniej oraz w 1879 na Wolskiej.
Po pierwszym ogrodzie nie został żaden ślad. Obecnie rosną tam tylko bloki, upadek i ul. Gibalskiego.

Ogrodu ogrom w jego najlepszych
latach można podziwić na załączonych mapach  >


Ogród na Wolskiej przetrwał. Miał podwójny adres: Wolska 31 i Młynarska 4; był dwukrotnie mniejszy od tego na Żytniej. Hoserowie wzrastali głównie sadzonki drzew owocowych, kwiatków kolorowych, krzewy
i ozdobniki.

<  Wolska 31 na planie hip. + w 1945 r. + współcześnie

W 1897 r. brat nr 1 – Piotr Hoser – zasadził tam dom, a na przełomie wieków bracia zrodzili z wolskiej ziemi sensacyjną roślinę: goździka pierzastego o barwie czerwonej! I nazwali go "Cud wolski". Niestety nie dysponujemy żadnym nagraniem z tego cuda, lecz wg. relacji świadków posiadał "piękne żywo-karmazynowe kwiaty", jak również "… po otrzymaniu wiadomości
o istnieniu tegoż goździka wiele pierwszorzędnych zakładów ogrodniczych niemieckich, a nawet i zna-
ny botanik Max Leichtlin ze Stuttgartu zwrócili się
o jego odstąpienie".


Mniej więcej w tym samym okresie kawałek ogrodu wywłaszczyła remiza tramwajowa. Po wojnie nr 2 połaszczyła się jeszcze bardziej i był to już fragment duży (połowa). Zieleń przetrwała się dzięki bosej obecności Sióstr Karmelitanek i użyteczności lokalnej kwiaciarni.
Od 1941 r. siostry mieszczą się po sąsiedzku
– w pałacyku "właścicieli Woli" Biernackich –
i pielęgnują kawałek ogrodu od strony tramwajów.
Kwiaciarnia jeszcze 2 lata temu funkcjonowała
w zabytkowej kordegardzie przy wejściu do ogrodu (dawnej stróżówce) i jej zapleczem użytkowym była część ogrodu od strony ul. Wolskiej.


> Dom Hosera na Wolskiej mógł powstać wg. planu Czesława Domaniewskiego, projektanta domu i posiadłości Hoserów w Żbikowie (1897) lub Pawła nr 2 Hosera – syna Piotra nr 1, architekta (m.in. kamienicy Hoserów w al. Jerozolimskich).
Zdjęcie z początku sierpnia 1944. Kilka dni później Niemcy zamordowali tam Henryka i Janusza Hoserów – dziadka
i ojca abp. Henryka Hosera.






Cztery lata temu rodzina Hoserów odzyskała teren po ogrodzie przodków. Błyskawicznie następuje tam deweloper Dolcan i jego 15-kondygnacyjny zamiar biurowy. Zlikwidowano kwiaciarnię, teren zdziczał. W międzyczasie siostry, niezadowolone z perspektywy biurowca za miedzą, wymodliły Dolcana na skraj bankructwa i oddalenie grozy biuroplanu.

Fani biurowców mogą się zadowolić Pedetem (stojącym
vis a vis od 1956 r.; obecnie zatytułowanym "Wola Plaza")
>


Teraz ogród stoi otworem w płocie dla gości i ludności. Wiosną zachwycał florystyczną anarchią i wonnym rozbujaniem. Jak co roku odrodziły się biało-fioletowe bzy, których zapach pozostał niezmienny od ponad stu lat, a pamiętają go nawet najstarsze wspomnienia na łamach "Stolicy". Jak zawsze kwitły wielobarwne tulipany, mlecz był najokazalszy, a trawa tak samo zielona.







W miarę upływu słońca można było coraz gęściej podziwiać się o porzucone na głucho doniczki, stare cegły z rozebranych przybudówek o nienotowanych nigdzie indziej stemplach, archaiczne bezpieczniki oraz tysiące różnych niebezpieczników, które niesie ze sobą współczesna cywilizacja. W cieniu drzew snuli się amatorzy miejskiej przyrody, szybkiej miłości i twardych uzależnień. Nastąpił wysyp pustych strzykawek i butelek po trunkach odkażających. Z desek i gruzu wyrosły altanki biesiadne. Opuszczona kwiaciarnia oszołamiała bukietem nawozów naturalnych oraz nową aranżacją wnętrza.







Czerwcem weszły do ogrodu pierwsze pożary. Koniec wiosny ogłosił Zarząd Oczyszczania Bezdomności z kosiarką.
Wolskim międzylistowiem hula zło. Żaden cud już się tutaj nie zakwitnie.


2 komentarze:

  1. co za obfita praca!
    bardzo przybliża zagadnienie, którego nie ma.
    a szkoda, można by tak park historycznie publiczny tam mieć. co za wstyd przed Obamą!

    nowy biurowy jawi się nie najgorzej, ale gdy pomyśleć o geniuszu loci, to płacz jeno wzbiera.
    gdzie sens, gdzie kontekst, gdzie skala?
    nie można by zabudowy dostosowanej skalą (do pałacyku) na obrzeżu, a - użyteczną od smrodu Wolskiej i północy, mieszkalną (z widokiem na tramwaje i bose siostry) wzdłuż boku - z rzeczonym skwerem we środku? gdzie są urbaniści? czy trzeba ich znowu uczyć korespondencyjnie? i gdzie ojcowie miasta? naszego miasta...

    OdpowiedzUsuń
  2. Siostry nie chciały, żeby ktoś nad nimi biurował i toczył widoki. Jedynie budynek parterowy (na wysokość granicznego muru) byłby akceptowany. Optymalny byłby schron, garaż lub zejście do piekła. Ale oczywiście masz rację – najlepiej, gdyby u góry została historyczno-publiczna przyroda. Czyli idea sprzeczna z zawodem pt. urbanista.
    Z gruntu.

    OdpowiedzUsuń