Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cegła. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cegła. Pokaż wszystkie posty

sobota, 18 kwietnia 2020

Lody Halbera


Porcja lodów ze słynnej lodziarni Szulima Halbera w Markach.

Zakład powstał w 1884 r. i kontynuował rodzinną tradycję wypalania lodów, zapoczątkowaną przez Arona Halbera na ulicy Dzikiej w słodkich latach 60. XIX wieku, następnie kontynuowaną przez Jankiela, Altera, Nutę oraz Hersza, a w następnym pokoleniu przez Dawida & Dawida Halberów. Podobne miejsca działały na warszawskiej Woli, Szczęśliwicach i Ochocie, czy tuż obok Marek – w Pustelniku.

Widoczne powyżej lody są też interesujące dlatego, że tylko nielicznym wyrobom tego typu udaje się dotrwać do naszych czasów. Tym się akurat udało, bo stale trzymały dystans i temperaturę ucieczki; ostrożnie omijały pazerność, konsumpcję, kredyty we frankach i niemieckie patrole. Zostały schwytane na Białołęce lub Żeraniu.

wtorek, 5 grudnia 2017

Napastnik w cytadeli


Cenna pamiątka po czasach gdy przyszły Lewandowski nie miał tego co teraz, był blady życiowo, słabo ustrojony i nic nie wyróżniał. Trochę też wtedy chuliganił: kopał po murach warszawskiej cytadeli i dryblował myślami ku potędze. Rył proroczo w cegle swą przyszłość. Właśnie tędy przewidział Lecha z Poznania oraz Bajernomachium! No normalnie, że aż vłala!


Potem, już z przyszłości, nazwał tą metodę "klubową wróżnią z cegieł".

Uwaga! W pilnej kolejności należałoby zafoliować inskrypcje (znajdują się tuż obok bramy straceń). Później zwozić tam młode boiska oraz szkółki pełne marzeń i pokazywać palcem.

czwartek, 2 listopada 2017

Prawobrzeskie nieba




To było w jakiś koło 17 paźdźernika w prawym brzegu, na Brzeskiej, obok Szmulek i godziny nr 16.00. Poszliśmy zbierać cegły na kolację, gdy akurat nagle nad głową coś przemknęło, fuknęło zaszmulało, takim pół tsz-sz i w pół pff-pff, a ptaki to się od razu zerwały, bo gołębie, więc spojrzeliśmy odruchem od dołu w górę, w kierunku konkretnie prostopadłym nad głową
i podążyliśmy okiem tam ku górze, na dwójkową trajektorią wylatujące zaskakujące kapitalnie aparaty – takie znakomite baloooony. Oniemialiśmy w słup, aż cegła jedna fajna nam upada się z ręki i pęka, a obok na przełaj ścieżką idą chłopaki tyłem i krzyczymy im wesoło: – Widzicie bałony?!
– no, a oni na to: – Widzimy, bo przedtem szliśmy z przodu!




Bałony lekko potem odleciały powietrzem na wschód i było to absolutnie niezwykłe tak je odprowadzać wzrokiem. Było bezpośrednio piękne.
Cała ta sekwencja to była w ogóle takim wspaniałym kamera-okiem, że aż morda w kubeł zdradziecka gęsiaskórka, i że aż nawet była na pewno jedną
z największych kamer w wzroku w historii redakcji! Niemalże prawie jak wtedy, gdy płynnie filmowaliśmy żebropławy w trakcie cegielni albo
w masterszocie rzeź Woli lub cyganów!

Potem – już w transsmisjach – okazało się, że balonów były trzy lub więcej
i oni kręcili stamtąd pomiary i światłowody, i #chwałaimzato, #więcejbalonów, #więcejsterowców, #więcejgazu, #więcejuniesień!




[kombinacja norweska]
Słońce poleciało na wschód, i było dość niezwykłe, aby ich zobaczyć. To było piękne. Cała sekwencja jest ogólnie dobry wnioskodawca, który wkradł się do szaleństwa, aby znaleźć podstępnych sztuczek, a nawet zanim było bezpieczne. Największa kamera w historii edytorskiej! Prawie jakbyśmy kręcili zespoły równomiernie pod murem w zabójstwie morderstwa Woli lub Cyganki!
Potem okazało się, że balony miały trzy lub więcej transferów, a stamtąd kręcili pomiary i błonnika.

Solnedgangene fløy østover og det var helt uvanlig å se dem. Det største kameraet i sikte i redaksjonell historie!

– Vi ser, fordi før vi gikk foran!

sobota, 19 marca 2016

Pasożyt warszawski

Duma stołeczna rozparła nam stołek, gdy odkryliśmy,
że Warszawa ma własnego, specjalnie dedykowanego pasożyta!


Nazywa się Gorgodera Varsoviensis i jest przywrą.
Przede wszystkiem przywiera we wnętrzach krajowych żab i amfibii: w ich brzuszkach i pęcherzach. Pasjonuje się również pasożyciem zagranicznym. Niczym śp. Bowie Dawid rozpyla imię Warszawy całemu światu.

Gorgodera gdy jest smutna, śpiąca, wygląda tak:
Gdy jest zła wygląda tak:
A gdy jest zła i odwrócona wygląda tak:
Grupa dziesięciu złych i odwróconych GV prezentuje się następująco:


Kategorycznie sądzimy, iż Pasożyt Warszawski ma być udekorowany muralem! Skoro Dawid spacerem z pieśnią ku żoliborsku placu Komuny wydreptał sobie portret z palcami i Pałacem w oku, tym konieczniej powinna przywrzeć w ścianie nasza kochana Gorgodera V.

_____________________
Szczerzej o pasożytnictwie żab/ryb okolic Warszawy można zasięgnąć w tomie VIII/1905 Варшавских Университетских Известий. Niestety skanerzysta BUW-u pominął kilka stron oraz tablice z obrazkami, więc musieliśmy lekko improwizować.

***

Przy okazji odświeżymy inną dumę lokalną:
Tetrodontophora Bielanensis! Czworozęba bielańskiego!



Bielańczyk jest skoczogonkiem, roboczkiem typu pchła. - Duża pchła, bo może się wydłużać do wielocentymetrowych dystansów. Gdy coś takiego skoczy człowiekowi w twarz może być i dramat. A gdy rzuci się w dziecko pozostawione bez opieki? Bez mamytaty niani mogących odeprzeć zęba
i zmylić pogoń?..

Żeby uniknąć takich sytuacji należy stosować się do kilku prostych zasad.
Przede wszystkim należy omijać cegły. Najlepiej w ogóle na nie nie patrzeć
i nie rozumieć. A już absolutnie nie należy ich podnosić z ziemi i brać do buzi! Całe roje bielańczyków żyją między ziemią a cegłą!  Od masy ich szaroniebieskich odwłoków roi się tam i troi!
Odżywiają się głównie padliną rozbiórkowych cegieł, choć mięsem świeżej cegły również nie pogardzą. Po posiłku zapadają się w letarg i wyglądają niemrawo. Lecz ich czułe czułki czują czujnie cały czas. W każdej chwili mogą skoczyć, zaskoczyć, odebrać nam zdrowie, telefon, karty podarunkowe Tesco i apetyt na życie. Mogą zniszczyć cały nasz świat..

Inną zasadą, którą należy przestrzegać jest omijanie kamieni z nieznanego źródła. Można również się pokusić o nieposiadanie dzieci.

Mimo wszystko - w imię dumy i poszanowania międzygatunków - apelujemy o mural również dla Tetrodonta! Oczywiście najlepiej w okolicach lasku - na AWF-ie lub u Kamedułów.
_____________________
O Czworozębie bielańskim można się zasięgnąć w licznych publikacjach o robakach.

wtorek, 17 lipca 2012

Sobotnia niedziela



Ta ostatnia niedziela odbyła się na Woli właściwej i możemy sobie pozazdrościć, bo było bardzo fotogenicznie, kolorowo. Gdzie indziej latały trąby a u nas chmurne bomby: cirrotupolewy i pierzaste zeppeliny. Odbywały się również stada wrzaskliwych jerzyków.
Jeśli skasuje się przyziemie, to Warszawa z głową w chmurach jest całkiem przyjemna.

Inwentaryzacja na start; wuala!

/Okopowa, Spokojna i Górczewska sobota/


Jak trafnie zauważył nasz trafny spostrzegacz Er, lokomotywkę pozbawiono komina, lecz komin nie pochodził z jej wnętrza — rósł u jej boku. Tak czy siak, szkoda.


Przy okazji uzupełnimy spokojnej cegły: jeśli ktoś ma jelenia w genach lub pochodzi z Jelonek,  powinien sobie jedną zabrać. Jest okazja a stemple, jak na tą cegielnię, wyjątkowo wyraźne.


/Muranowska niedziela/



/BONUSOWO — wczorajszy poniedzielnik na Prostej/


Redakcja ma dużą słabość do architektury nowej stacji metra przy rondzie Daszyńskiego. Piękna jest.


Dzisiaj już raczej nie zapowiada się na jakieś spektakularne wedutenszafty. Wtorki są nudne i poza nawiasem.

środa, 16 maja 2012

Haliłosie

Zatrzymamy się z powrotem na Mirowskiej Hali i doniesiemy dużo nowych cegieł z cegielni "Łosie" w Łosiach pod Radzyminem. Mają one posłużyć renowacji halicegieł starych, dziurawych i rozstrzelanych.


Zauważmy także, iż bardzo nas cieszy, że nie zniknęła do lamusa tradycja stemplowania cegieł. Im możesz zaufać!

Z rozpędu zajrzyjmy również na stronę remontu wykonawcy, spółki AMP (aka Alpine Mayreder Polska lub Alpine Bud Sp. z o. o.), tej samej, która zrobiła wielobarwny lifting hali strony zachodniej oraz m. in. przebudowę basenu dla hipopotamów w warszawskim ZOO, ogrodowe osiedle w Wilanowie, dach na Królewskim Zamku, wioski kinder SOS-ów, żelbety na Słomińskiego za 12 237 340 zet i tysiące innych prac na krajowym i międzynarodowym froncie budowlanym. Wszystkie te przygody można znaleźć na stronie z referencjami AMP-a. Imtakżemożesz zaufać!

Kontynuując strumień świadomości halowej, przenieśmy się kilka kroków dalej — do Hali zwaną Gwardii — gdzie onegdajszy Niemiec Losse wydrapał na murze zapowiedź nadejścia Łosi.


Być może (czyż to nie cudownie?), SSyczący Niemiec Losse był nawet jednym z tych, którzy nas masakrowali i spopielali w pierwszych dniach sierpnia 44,
jednym z tych, o których działalności wspominał p. Klimaszewski
w  "Verbrenungskommando Warschau":

[...] Znowu odliczono tych z przodu i wepchnięto w głąb hali... Krótkie serie strzałów i cisza, a później pojedyncze strzały pistoletu.
Przed nami gęstwa wyciągniętych w górę rąk rzedniała. Nerwy nie wytrzymywały już. Starszy siwy człowiek o twarzy inteligentnej, ale wykrzywionej strachem usiłował wycofać się, wciskając nieprzytomnie między tylne rzędy. W ślad za nim napierali inni, ślepi, nieczuli, aby dalej od fatalnego wejścia. Ludzie z tyłu ścieśnili się jednak, zaparli murem broniąc przejścia. Wypchnięci więc z szeregu stali bezradnie, bo miejsca ich dawno zajęli ci z przodu. Otoczyło ich zaraz kilku esesmanów, spychając do wejścia. Wkrótce znikli w nim, dołączeni do następnej odliczonej grupy. Znowu echo wystrzałów i cisza długa i straszna.
Spod nóg człowieka stojącego przede mną wysunęła się rosnąca długim językiem kałuża podmywając buty stojącego opodal Niemca. Esesman usunął się z obrzydzeniem.
— Weg du Scheissdreck! — wypchnął nieszczęśnika z szeregu gwałtownym szarpnięciem. Ten instynktownie cofnął się do tyłu. W oczach Niemca przemknęło niewyraźne wahanie.
— Weg, verdammt! — powtórzył znowu z wyraźną nutą irytacji i lufa automatu zachwiała się niebezpiecznie.
Człowiek, półprzytomny, cofał się pośpiesznie, aż utknął gdzieś na końcu wyciągniętego szeregu. Niemiec odwrócił się i lufą pchnął mnie do przodu. Odczułem jej zimny ucisk na plecach. Z pochyloną twarzą bezmyślnie  obserwowałem płyty chodnika.
Znowu parę kroków naprzód, drżenie w nogach wzmagało się obejmując całe ciało. Stojące przede mną szeregi wydały mi się przeraźliwie nikłe, całkiem wyraźnie rysowała się wysoka i ciemna framuga bramy. Jeszcze dwa, trzy odliczenia...
[...] Pośrodku budynku, częściowo zniszczonego bombardowaniem, otwierała się szeroka dziura. Bomba, która przebiła tu kopułę dachu, zawaliła także i podłogę, otwierając ogromną głęboką czeluść targowych piwnic i podziemnych magazynów. W jej głębi leżały stosy ludzkich ciał. Światło słoneczne przebijało tu przez kolorowe szybki okien ciemnożółtą poświatą barwiąc upiornie dziesiątki twarzy skrzywionych grymasem bólu. Wokół dołu lepiło się od gęstej mazi krwistego błota, pachniało słodkawo, drażniąco, do wymiotów. Jak okiem sięgnąć, na betonowej płaszczyźnie całej hali czerniały nieruchomo leżące ciała w ciemnych skrzepach krwi.

A płynąc strumieniem na zachód, ujawnimy do kompletu Hessa z ulicy Dworskiej, który dał się zapamiętać na murze tamtejszej gazowni, poczym — w 1941 roku — czmychnał messerszmitowo do Anglii.


Wracamy jednak klamrą do wesołej współczesności i Hali Gwardian, żeby zajrzeć w stanowisko bojowych, gwardyjskich bokserów.


wtorek, 15 listopada 2011

Ryż łagodzi obyczaje

Przedwczoraj wywołaliśmy największego, ale mocno przemyślnego, demona piosenki — Boyd Rice'a (aka NON), to pociągniemy go dalej, prezentując dwa spojrzenia na wojnę totalną.
Liczymy również tutaj szansę na pogodzenie dwóch wizji maszerującej lewa\prawa niepodległości.



Uzupełnieniem powyższej symboliki jest kolekcjonerski gadżet NONa, znaleziony niedawno w ziemi wolskiej.

__________________

piątek, 2 września 2011

Konserwanty po wolsku




... Czyli będzie znowu o rzeźnictwie.

Właściwie, to powiniśmy dać tytuł "PIEKŁO", żeby zamknąć sagę o św. Wojciechu trylogicznie (ku pamięci: sagi część pierwsza — NIEBO, cz. druga — ZIEMIA, plus mały bonusik czasownikowy).

W zeszły piątek poszliśmy spojrzeć w postęp renowacji fasady kościoła, bo po zeszłorocznej renowacji nawy głównej przeniosła się na nawy boczne. Przede wszystkim chcieliśmy zobaczyć co się dzieje z  inskrypcjami na cegłach. Z jaką czułością i pietyzmem zostały potraktowane przez zakolegowanych rok temu konserwantów. Rozmawialiśmy z nimi o tym wielokrotnie — że są niesamowite, wręcz pomnikowe, mówiliśmy też o śladach po pociskach — że groza, świadectwo, metafizyka, że kościół św. Wojciecha odegrał wyjątkową rolę w powstaniu, i że takie ślady to kategoria nietykalna, że zawsze trzeba je zostawiać.
Mieliśmy jednomyśność pryncypialną.

No i jest zwykły poczwatkowy, przedsobotni piątek, piątek przed ostatnią niedzielą kamienicy Wolska 6:


Dla porównania ten sam fragment przy prawym, bocznym wejściu rok temu:


A tak wyglądały nasze wściekle czerwone i równie sterylne jak te cegły po renowacji spojrzenia w zachodni profil Wojciecha — w ten którego wojna najbardziej pokancerowała:




Niemal wszystkie ślady po sierpniu '44, cała ta namacalność czasu, a — w przypadku Woli — jego szorstka i dojmująca struktura została zaprawiona zaprawą lub cegły zostały wymienione na nowe. To było jedno z kilku miejsc dzielnicy  (może dwóch, 3-ech w tej chwili), na których pozostały ślady po egzekucjach określanych jako "rzeź Woli".

Nie przetrwała również prawie żadna inskrypcja wyświetlona w "Ziemi". Większość napisów znajdowała się przy tych właśnie odnawianych, bocznych wejściach. Nazwiska, inicjały, zapiski — wszystko elegancko zczyszczono i rozstrzelano zaprawą z dodatkiem gustownego pigmentu.

W tej chwili jest ostatnia szansa, żeby zobaczyć ten najmocniejszy z napisów "30.IX.1944, Kapitulacja Warszawy". Znajduje się w jedynym zakątku, który się ostał — przy lewym wejściu. Od piątku konserwanci wyhodowali tam już rusztowanie, także należy się śpieszyć! 
(foto z wczoraj).

W całości, kościół wygląda jakby złapał ospę wietrzną, morowo-napowietrzną, kolorową. W dodatku tam są nieregularnie wypalane cegły, które każdą z nich czyni wyjątkową, można je oglądać jak odrębne obrazki (lub kadry ze starego filmu). Zaszpachlowanie dużych ubytków jednobarwną łatą kompletnie rozbija cały ten cymesik, subtelne wibracje zestawione są z kopem prostym z partyzanta. 

To jest początek elewacji konserwacji, kilka lat temu, gdy ślady zalepiano cementem. Tyle, że wtedy znikęła tylko ich mała część, teraz — niemal wszystkie.

(Przy okazji uprzejmie prosimy o wsłuchanie się w piękną melodykę tych cegieł).
Grunt, że jest równo i schludnie. Można wierzyć w Słowo na nowo.

+ łatka dewibrująca inspirowana
motywem patriotycznym
i równo zaprawione ślady po pociskach.

XXX

Tak ma wyglądać konserwacja? Przecież to skrajny przykład jakiejś gigantycznej dyslokacji intelektualnej, jakiegoś zaburzenia hormonów spostrzegawczości i istoty własnego zawodu: szacunku do czasu przeszłego. 
Konserwanty powinny chyba chronić, mężnie bronić i pomagać potrzebującym? Wyczucie mieć jakieś... A nie przelatywać szybko karczerkiem, chlapnąć łatę cementem i liczyć utarg.

Sprawa z kościołem św. Wojciecha jest na tyle poważna, że nawet tamtejsze zmutowane anioły opuściły stałe zajęcia rzygaczy fasadowych i zstąpiły smugać przygruntowo.


XXX

Mamy do siebie wyrzut, że nie dopilnowaliśmy, żeśmy kolegom zaufali pochopnie, że księdza dobrodzieja za mało dobiliśmy dobitnie słowem jasnem i szlachetnem, że z szefem ochroniarzy zabytków za mało intensyfikacji było.. 
Teraz jest teraz (czyli teraz jest już za późno).

Może jakaś odsiecz kawalerii nastąpi, że trąbkę do ataku usłyszymy w ostatniej sekundzie, żeby chociaż została ta inskrypcja kapitulacyjna. Spróbujemy pomejlować, zapielgrzymkować, wypuścić pokrakę, samospalić, dokonać komuś cudownego objawienia itepe..


Tak czy siak — jak głosi reklama przed kościołem na Wolskiej — stejtjun
w komunii!
 Jak nam przejdzie emfaza i zacietrzewienie będziemy pogrążać tą audycję dalej!