Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zagranica. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zagranica. Pokaż wszystkie posty
środa, 22 grudnia 2021
wtorek, 31 marca 2020
Odwiedzajcie Polskę!
Kraj zamknięty stąd specyficzna zachęta do odwiedzin.
„Vizytujcie Laponię” to reklama Ligi Popierania Zwiedzania PKP roku pamiętnego, o którym pamiętamy, by o nim nie zapomnieć 1 września, bo pamięć jest ważna. Ewidentna przemoc domowa.
Jest teraz taka strona, Pikio.pl się nazywa, i tam tak się pisze, tam takie nowopisanie się uprawia nowoczesne, tak że my też będziemy tak pisać, bo pewnie tak trzeba i jak jest napisane to ktoś przeczyta, aby się dostosować do stosu, bo stos ten to przyszłość.
Czas start!
No i to „Visitez Lapolonię” jest tera na pierwszej stronie e-buwu, elektrycznej biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, który pewnie został sprzedany zagranicę, bo zmieniła nazwę i nazywa się tera zupełnie zagranicznie i obco – Crispa. Trochę nas to wpierwwkurwiło, bo poleciały nam wszystkie zbierane linki do wszystkich starych gazet, żeby je rocznikami ściągać na dysk i wtedy szukać różnych rzeczy, albowiem szukanie u siebie jest tysiąckroć bardziej efektywne niż u obcych – nie u siebie i na nieznanym dysku, nieznanego wytwórcy, dodatkowo podłączonego do łącza, gdzie wszystko jest powoli lub bardzo powoli. Teraz jednak trochę się odszczekujemy, bo głębszym wejrzeniu nie jest to takie straszne, jak mogłoby się malować na początku to Crispa.uw.edu.pl.
W ogóle to przeraził nas skok na fajerwerki i ładne obrazki, który dzieje się od pewnego czasu w rzeczywistości bibliotecznej cyfrowej i który zapoczątkowała Polona, gdzie zaczęło się dziać tak, że nic nie można było znaleźć i nerwy, i nerwy, i strata czasu, czasu, czasu, ale dobrze, że chociaż pdfy. Obecnie wciąż dzielnie opiera się biblioteka mazowiecka, tzw. embec, pisany „mbc” - elektryczne rozwinięcie biblioteki na Koszykowej i oby trwała w tej formie jak najdłużej, bo forma biblioteki bez perfumy i świecideł jest najwłaściwsza. Trwaj nam embecu trwaj jak najdzielniej bez tych galeryjek i supermarketu!
Wracając do reklamy zwiedzania to widzimy jak Lapończyk z lewej właśnie ściął już głowę w spódnicy, głowa odlatuje, wzbudza to przestrach tego Francuza w kapeluszu i z wyjątkowo dużym dzieckiem na ręku, dziewczynką.
Visitez la Pologne!
wtorek, 21 maja 2019
wtorek, 14 maja 2019
Ogień zbliża
Wczorajszy dym z płonącego przedpola Forta Wola > Warszawa
po przefrunięciu wielu kilometrów był nawet widoczny w Zagranica > Oslo. Wszystko płonie, jak mawia filozof oraz warszawscy deweloperzy.
czwartek, 28 marca 2019
Future in Furs
Kattegat wciąż zimnym lutym, wciąż z powrotem; teraz z boku - tam gdzie zza drzew chwilę wywiesi się ku światu nowe światło. Podobnie było wczoraj na Woli w marcu - zbliżony baranek i chmurkolory - na samo zakończenie, gdy światło już się gasło na drugą stronę. Jednak to nie ta sama intensyfikacja, nie to samo RGB... lekko już wybiedzone, poszarzałe, zesmogowane na dymach przeszłych kominów i ciśnieniu nowych biur. Teraz nawet widok na kościół, na Boga, na Boga! widok zabudowali. Syreny 4, deweloper z Białegostoku. A widok bez Bogów nigdy nie przyniesie szerszych, szczerych kolorów. Ani tęczy, ani wild, wide-gamut RGB.
Bez Bogów nie ma gamuta. Stej tjun!
środa, 13 czerwca 2018
Ostatni dzwonek przed pierwszym gwizdkiem!
Przez bliżający miesiąc będziemy trochę się nadawać ni stąd, ni stamtąd, trochę z centrum fanzona i innych fajnych, ale piłka ich w ogóle nie interesuje. Będzie za to garść typowych wolskich dramatów, ruskie cegły, okrutny świat oraz niezłe widoki.
Dlatego jeśli ktoś jeszcze nie zdążył, niech z Warszawazachodnia łapie najszybszy pociąg i pędzi nocą na wschód – tam, gdzie wieczna zmarzlina, metro zawsze głębokie, a gwiazdy nigdy się nie poddają.
poniedziałek, 4 stycznia 2016
100 lat²
Ciągnąc kwadrata, obecnie jesteśmy w aktualnym roku na prochach.
W Nemczynowce kończy się budowla osiedla w miejscu, gdzie rosyjscy fani Polaka Malewicza odnaleźli anomalię georadarem. W 2011 roku wskazała ona niezbite współrzędne pochówku artysty.
Tutaj musimy się telegraficznie przewinąć do roku 1935, gdy Malewicz umierał. Urnę z prochami przywozi do Niemczynowki (в Немчиновку) środkowa żona Malewicza Zofia Rafałowicz (Софья Рафалович) i zakopuje pod drzewem dąb. Najpilniejszy uczeń Malewicza Nikołaj Suetin (Суетин) montuje pod dębem pamiątkowy, drewniany sześcian z symbolem czarny kwadrat/białe tło.
Pomnik jest tymczasowy. Docelowa ma być suprematyczna kolumna,
wg. dizajnu tego samego ucznia.
Potem, wraz z paktem Ribbentrop - Mołotow, pod Moskwę podchodzą Niemcy. Przez najbliższe kilka lat ludzi zajmuje sztuka zabijania, zaś pamięć o nieobec-
nych przestaje się mieścić w normach.
Grób Malewicza staje się tylko jednym pośród milionów.
Ale to nie wojna wystawia świadectwo o jego tymczasowości. W 1941 r. dwaj miejscowi dzieciaczkowie-pastuszkowie(* postanawiają sprawdzić, co słychać w środku spróchniałej, rozpadającej skrzyni pod dębem.
Wewnątrz jest urna. W urnie Malewicz. Prochy się rozsypują, a pastuszkowie wracają do zajęć z wypasania.
W dalszej o kilka lat sekwencji dąb spłonie, ziemia i resztki pamięci o artyście zostaną zaorane.
Dopiero w 1988 roku o mogile przypomina sobie inny z uczniów Malewicza - Konstanty Rożdestwienski (К. Рождественски) - i organizuje jej kopię. Tym razem użyty jest beton, a czarny kwadrat czerwienieje.
Ponieważ przez lata mocno zmieniła się topografia terenu, zniknęły charakterystyczne punkty odniesienia, pomnik może jedynie symbolizować sam fakt pochówku w Nemczynowce. Dokładne miejsce pozostaje nie ustalone.
★
Niedługo później Joanna Szczepkowska (И. Щепковска) obala komunizm. Radzieckie republiki pierzchają się w panice, z flag spadają symbole rewolucji. Rosja wraca do dwulicowego orła, barw holenderskich i kaukaskich wojen. Na otarcie imperialnych łez federuje sobie Białoruś oraz kupuje Londyn i Côte d'Azur.
Rozpoczyna się czas kwadrata. Wchodzi przebojem na salony rewolucji rynkowej. Zostaje wciągnięty w uznanie, czyli pieniądz. Urzeczywistnia się wielki polsko-wallenrodowski plan Malewicza: w każdym rosyjskim domu ikonę zastępuje kwadrat.
Podobnie jak i u nas, głównym mecenasem sztuki staje się sektor budowlany. Moskwa zaczyna puchnąć i rozbudowywać estetycznie ogrodzonymi osiedlami. Zaczyna pochłaniać okoliczne miejscowości.
Na początku XXI wieku istnienie symbolicznej mogiły w nieodległej Nemczynowce wykorzystuje deweloper. Buduje tam luksusowe osiedle pt. "Malewicz" (z kwadratami w cenie od 1 mln do 3 mln dolarów).
I wreszcie historia krzyżuje się z georadarem. W 2012 roku powstaje się kolejne osiedle: "Romaszkowo-2". Niecały rok wcześniej awangarda poszukiwaczy odnajduje korzenie dębu i pustkę w anomalii. I pomimo, że w Rosji sprawa jest głośna od Kamczatki po Królewiec, nikt nie kiwnie palcem, by powstrzymać dewelopera przed zabudowaniem autentycznego
i ostatniego miejsca pobytu Kazimierza Malewicza.
Niestety, beton już się rozlał. Władze próbują teraz upamiętnić Polaka pomnikiem, który będzie stał prawie niemal w autentycznym miejscu (za to w miejscu prominentnym, bo w centrum osiedla). Parę ułamków koordynata dla prochów rozwianych na wietrze nie powinno mieć większego znaczenia. Urzędnicy zorganizowali właśnie konkurs na pomnik.
Wybrali mianowity projekt, żaden tam minimalizm: Vłala!
Docierając do dna telegramu zza wschodniej granicy, przejdźmy wreszcie
do sedna: Czemu?
Czemu polskość jednego z najwybitniejszych Polaków jest w Polsce tak bardzo marginalizowana?
Czemu wykorzeniamy Kazia i oddajemy pole Rosjanom, zabójcom suprematystów?
Dlaczego Polska potrafi tak intensywnie zabiegać o niemieckie obozy koncentracyjne, a nie upomni się o artystę rodaka?
Dlaczego monopol na miejsce w szkolnych czytankach mają u nas Polacy typu Chopin, Conrad, Joliot i Curie? Wszyscy, którzy porobili kariery
na zachodzie i nie wrócili w łono są lepsi od tych ze wschodu?
Czy sęk leży w naszym wiecznym chłystaniu zachodem?
Dlaczego?
Dlatego. Dlatego stwierdziliśmy złożyć stowarzyszenie.
Stowarzyszenie "Reduta Imienia Dobrego i Złego".
Będziemy nim wyciągać z czeluści niepamięci polsko brzmiące nazwiska
i wtrącać w należne podium.
Tyle że Rosjanie mają aż trzy symboliczne mogiły, więc my powinniśmy mieć ich co najmniej o kilka więcej. Korzystając z potęgi inkubatorów i budżetów partycypacyjnych można by stworzyć sieć symbolicznej pamięci na całym terytorium.
Jesteśmy takim fajnym narodem miłych i uzdolnionych Polaków. Mamy szybką i piękną młodzież oraz kapitalnych starców. Istnieje jednak obawa,
że niedługo nasza supremacja może stać się udręką. Że podusimy się od nadmiaru własnej perfekcji.
Tak że kolejnym, oczywistym, zadaniem przewidzianym Reducie Obojga Imion będzie poszerzenie polskości. Początkowo małymi kroczkami
- o Czechosłowację i Łotwę, następnie o jakąś Australię. Reszta pójdzie sama, na łeb na szyję.
Kiedy Polska będzie już Ziemią, wyglądać będzie tak:
Potem oddamy się narzucaniu polskości pozaziemskiej. Wyszukamy jakąś zgrabną planetkę, nie za zimną, nie za gorącą, poddającą się łatwo polonizacji.
Nazwiemy ją Polska i będzie wyglądać tak >
Jeżeli planeta okaże się kwadratowa (trudniejsza w obróbce), będziemy ciosać inaczej.
______________________
* Jak wyglądali wtedy typowi pastuszkowie można spojrzeć w radziecko-sowieckiej produkcji z 1934 r. pt. "Весёлые ребята/Świat się śmieje".
______________________
Obie planety są naszym dizajnem, design jest nasz, bo it's ałer dizajn. Pozostałe obrazki i informacje pożyczyliśmy z netu pisanego cyrylicą. Zainteresowani podbojem kosmosu oraz suprematyzmem mogą się tam zasięgnąć.
Najpełniejsza historia o perypetiach Malewicza znajduje się na sajcie nemchinovka-malevich.ru.
Jeszcze więcej literek powróci już niebawem w odsłonie "Kwadrat do sześcianu".
piątek, 27 listopada 2015
Początki Juliusza! (+ dodatek nadzwyczajny "Kłamstwa Mickiewicza"!)
Kontynyu ując szalenie rozchwytywany przez słuchaczy temat uliczny, docieramy właśnie do samego jądra ciemności Juliana Ordona!
Uwaga! - do genezy usterki!
Halohalo! i oto natychmiast na antenie nasz paryski koresspondent 84/87 donosi nad śmiercią Juliusza Ordona:
Dziękujemy.
Po chwili ciszy przerywamy antenę i nie musimy się chyba już zbytnio ceregielić, iż po tym doniesieniu kurjer w Paryżu zostanie dyscyplinarnie zwolniony, albowiem w następnym akapicie powoła się na "Wieniec" Agatona, w którem imię Ordona podano przecież czarno na białem - jasnem, nie wypaczonem Julianem. (Nie wspominając innych, znacznie wcześniejszych Ordonach, gdzie figurowano go Konstantym, np. tutaj).
Tak że panie Kurjer: Mniej szardone i bożole, a może na jakimś Fejsie lub
w Super Ekspresie dadzą panu jeszcze coś podonosić.
---------
Zaś to coś, co pojawia się kilka sekund dalej przerwanej korespondencji zakrawa o tak sensacyjną pomstę, takie urąganie, że aż odpadają wszelkie morale!
I to jeszcze w okrągłą rocznice zejścia Wieszcza..
Kim jest pan Niedźwiecki?! No kim pan jest?!! Bo, że poeta Gaszyński był pod wpływem Mickiewicza, to wiedzą chyba wszyscy! Jego największe hity: "Rzeź oszmiańska" lub "Czarna sukienka" nie pozostawiają złudzeń. Ale teoria, że to Adam Mick "Jagger" odpisywał od Gaszyńskiego jest hucpą nie z tej ziemi, jest skandalem na miarę Oriona. A jeśli do dwójki z Trójki, czyli Niedźwieckiego i Gaszyńskiego, doda się jeszcze p. Garczyńskiego, kolejnego poetę, który był zamieszany w pisanie Reduty Ordona, to temperatura niezdrowej sensacji osiąga wrzątek!
Wstydź się pan Niedźwiecki. Wstydź się panie Kurjer..
Z antenowej zawziętości zanurzyliśmy się w odrażającą epokę wczesnego romantyzmu - w czasy, gdy mężczyźni wyznawali sobie miłość i targali w koralowych skałach swych rozwichrzonych wnętrz - i co? Nic. Dyrdymały, zmyślenie. Nie znaleźliśmy żadnego dowodu potwierdzającego słowa pana Niedźwiedzkiego.
Co prawda, istniała pogłoska, że "Redutę" napisał Jenerał Umiński, ale została wytępiona w kolejnej edycji wiersza (pff, następny w korowodzie dziwactw: … Jenerał.. - co to jest w ogóle za imię?!).
To, że Mickiewicz wyglądał jak Wolverine i był Łotyszem nie daje nikomu prawa, żeby się na niego zasadzać. No, ale taki już los naszych genialnych noblistów. Czy to Juliusz czy Adam, Władysław Bartoszewski czy Czesław Miłość, wszyscy ciągle mają im coś za złe..
Goł Adam, goł! Goł Julian, goł!
Uwaga! - do genezy usterki!
Halohalo! i oto natychmiast na antenie nasz paryski koresspondent 84/87 donosi nad śmiercią Juliusza Ordona:
Dziękujemy.
Po chwili ciszy przerywamy antenę i nie musimy się chyba już zbytnio ceregielić, iż po tym doniesieniu kurjer w Paryżu zostanie dyscyplinarnie zwolniony, albowiem w następnym akapicie powoła się na "Wieniec" Agatona, w którem imię Ordona podano przecież czarno na białem - jasnem, nie wypaczonem Julianem. (Nie wspominając innych, znacznie wcześniejszych Ordonach, gdzie figurowano go Konstantym, np. tutaj).
Tak że panie Kurjer: Mniej szardone i bożole, a może na jakimś Fejsie lub
w Super Ekspresie dadzą panu jeszcze coś podonosić.
---------
Zaś to coś, co pojawia się kilka sekund dalej przerwanej korespondencji zakrawa o tak sensacyjną pomstę, takie urąganie, że aż odpadają wszelkie morale!
I to jeszcze w okrągłą rocznice zejścia Wieszcza..
Kim jest pan Niedźwiecki?! No kim pan jest?!! Bo, że poeta Gaszyński był pod wpływem Mickiewicza, to wiedzą chyba wszyscy! Jego największe hity: "Rzeź oszmiańska" lub "Czarna sukienka" nie pozostawiają złudzeń. Ale teoria, że to Adam Mick "Jagger" odpisywał od Gaszyńskiego jest hucpą nie z tej ziemi, jest skandalem na miarę Oriona. A jeśli do dwójki z Trójki, czyli Niedźwieckiego i Gaszyńskiego, doda się jeszcze p. Garczyńskiego, kolejnego poetę, który był zamieszany w pisanie Reduty Ordona, to temperatura niezdrowej sensacji osiąga wrzątek!
Wstydź się pan Niedźwiecki. Wstydź się panie Kurjer..
Z antenowej zawziętości zanurzyliśmy się w odrażającą epokę wczesnego romantyzmu - w czasy, gdy mężczyźni wyznawali sobie miłość i targali w koralowych skałach swych rozwichrzonych wnętrz - i co? Nic. Dyrdymały, zmyślenie. Nie znaleźliśmy żadnego dowodu potwierdzającego słowa pana Niedźwiedzkiego.
Co prawda, istniała pogłoska, że "Redutę" napisał Jenerał Umiński, ale została wytępiona w kolejnej edycji wiersza (pff, następny w korowodzie dziwactw: … Jenerał.. - co to jest w ogóle za imię?!).
To, że Mickiewicz wyglądał jak Wolverine i był Łotyszem nie daje nikomu prawa, żeby się na niego zasadzać. No, ale taki już los naszych genialnych noblistów. Czy to Juliusz czy Adam, Władysław Bartoszewski czy Czesław Miłość, wszyscy ciągle mają im coś za złe..
Goł Adam, goł! Goł Julian, goł!
Etykiety:
liryka,
reduta Ordona,
spiski i konsultacje,
zagranica
czwartek, 19 kwietnia 2012
Tir aux pigeons
Przyznajemy, że opuściło się nam wielkie uczucie do gołębi i przeniosło na inne gatunki. Codzienny, natrętny tupot kopyt na parapecie i stukanie nigdy nienażartym ryjkiem w poranną szybę, przerósł nas nie na żarty. Języczek został przerzucony z okien zachodnich na wschód, gdzie odbywa się odważna szalka: sroki vs. wrony (opowiemy o tem w tradycyjne niebawem).
Jednak nie zapominamy zupełnie o gołębiach. Nasz mokotowski koresspondent donosi bowiem co mianowicie:
Konkurencyjny koresspondent, nie wprost, trochę krzywo, aluzyjnie i nieortograficznie (ale jednak), relacjonuje co poniżej:
— Strzelanie do gołębi Patrząc na niektóre rozrywki, którym się oddają w naszych czasach, zwłaszcza warstwy społeczeństwa, roszczące sobie prawo do niejakiej szlachetności i delikatności uczuć, zwątpićby można o tem, ze coś bozkiego jest w naturze ludzkiej. Walki byków w Hiszpanii, polowania na szczury, walki kogutów w Anglii i inne tego rodzaju brutalne igrzyska smutne rzucają światła na sławioną cywilizacyę naszego stulecia. Lecz nie dość na tem. Od niejakiego czasu wszedł w modę i rozszerza się niemal po wszystkich krajach cywilizowanej Europy sport, na który znaleźć nie możemy dość słów potępienia. Tutaj służy za okrutną igraszkę człowiekowi jedno z najsympatyczniejszych stworzeń świata zwierzęcego. Mamy tu na myśli strzelanie do gołębi, sport znany pod nazwą „Tir aux pigeons." Szlachetni sportsmeni w następujący sposób obchodzą się z biednym ptakiem: Aby zmusić gołębia do natychmiastowego wzlecenia w górę, wyrywają mu piórka z ogona i posypują zranione miejsce miałkim pieprzem; chcąc zaś przeszkodzić szybkiemu lotowi ptaka, łamią mu w pewnych miejscach kostki. Jeśli gołąb ma się skierować w prawą stronę, wykłówa ją lub wyciskają mu lewe oko; to samo dzieje się z prawem okiem, jeśli ptak ma wzlecieć na prawo. Jeśli gołąb ma latać bez kierunku, jakby spłoszony, wówczas wykłówają mu obadwa oczy. Spadające na ziemię ptaki są rozszarpywane przez specyalnie na cel ten wytressowane psy. Cóż powiedzieć na to, ze sport tak ohydny z dniem każdym więcej zyskuje miłośników? Jeśli istniejące we wszystkich niemal krajach Europy towarzystwa opieki nad zwierzętami są bezsilne wobec osób uprawiających tego rodzaju rozrywki, toć obowiązkiem by było parlamentów i sejmów zachodniej Europy, gdzie sport ten najpierw się pojawił, postanowić prawa, zabraniające podobnego okrucieństwa.
Z ludzkiego obowiązku przychylamy się powyższym tezom. Mokotów i Europa Zachodnia to barbarzyńskie dzielnice.
Jednak nie zapominamy zupełnie o gołębiach. Nasz mokotowski koresspondent donosi bowiem co mianowicie:
— Strzelanie do gołębi. Wczoraj odbyło się na polu Mokotowskiem jedenaście konkursów. Pierwsze nagrody otrzymali: pułkownik Małychin czterokrotnie, syn jego Mikołaj i bar. Egerth trzykrotnie i hr. Morstin. Drugie nagrody dwie dostały się pułkownikowi Małychinowi, po jednej zaś pp. Grekowowi i Stokowskiemu. Gołębi wypuszczono 249, z nich zabito 167. Dziś rozpocznie się, strzelanie do gołębi o godz. 12-ej w południe.
Oprócz pozytywnego echa, impreza odbiła się także tęgim niesmakiem.Konkurencyjny koresspondent, nie wprost, trochę krzywo, aluzyjnie i nieortograficznie (ale jednak), relacjonuje co poniżej:
— Strzelanie do gołębi Patrząc na niektóre rozrywki, którym się oddają w naszych czasach, zwłaszcza warstwy społeczeństwa, roszczące sobie prawo do niejakiej szlachetności i delikatności uczuć, zwątpićby można o tem, ze coś bozkiego jest w naturze ludzkiej. Walki byków w Hiszpanii, polowania na szczury, walki kogutów w Anglii i inne tego rodzaju brutalne igrzyska smutne rzucają światła na sławioną cywilizacyę naszego stulecia. Lecz nie dość na tem. Od niejakiego czasu wszedł w modę i rozszerza się niemal po wszystkich krajach cywilizowanej Europy sport, na który znaleźć nie możemy dość słów potępienia. Tutaj służy za okrutną igraszkę człowiekowi jedno z najsympatyczniejszych stworzeń świata zwierzęcego. Mamy tu na myśli strzelanie do gołębi, sport znany pod nazwą „Tir aux pigeons." Szlachetni sportsmeni w następujący sposób obchodzą się z biednym ptakiem: Aby zmusić gołębia do natychmiastowego wzlecenia w górę, wyrywają mu piórka z ogona i posypują zranione miejsce miałkim pieprzem; chcąc zaś przeszkodzić szybkiemu lotowi ptaka, łamią mu w pewnych miejscach kostki. Jeśli gołąb ma się skierować w prawą stronę, wykłówa ją lub wyciskają mu lewe oko; to samo dzieje się z prawem okiem, jeśli ptak ma wzlecieć na prawo. Jeśli gołąb ma latać bez kierunku, jakby spłoszony, wówczas wykłówają mu obadwa oczy. Spadające na ziemię ptaki są rozszarpywane przez specyalnie na cel ten wytressowane psy. Cóż powiedzieć na to, ze sport tak ohydny z dniem każdym więcej zyskuje miłośników? Jeśli istniejące we wszystkich niemal krajach Europy towarzystwa opieki nad zwierzętami są bezsilne wobec osób uprawiających tego rodzaju rozrywki, toć obowiązkiem by było parlamentów i sejmów zachodniej Europy, gdzie sport ten najpierw się pojawił, postanowić prawa, zabraniające podobnego okrucieństwa.
Z ludzkiego obowiązku przychylamy się powyższym tezom. Mokotów i Europa Zachodnia to barbarzyńskie dzielnice.
piątek, 17 lutego 2012
Gadanie
Rzeźba pamiątkowa, pierwszy raz spojrzana, która nam spowodowała duży podziw. Od 1928 roku mieszka w Düsseldorfie, gada i poniża o zatamowa-niu podstępnego gada przyrody przez Niemców. Jest na tyle atrakcyjna, że uniknęła bombardowania RAFu w 1943 r.
Bardzo nam się zamarzyło zajechać w Nadreny i ją uwolnić z kajdana.Tak ją opisał nasz koresspondent z NRF:
Osobliwe pomniki. Zwierzęta odgrywały dotychczas w dziedzinie pomników i grobowców rolę tylko symboliczną, użyte natomiast jako tematy do pomników stanowią pewną osobliwość. Taki oryginalny pomnik, przedstawiający węża w okowach, wzniesiony został w Düsseldorfie. Tą formę wybrano dla upamiętnienia daty ukończenia budowy olbrzymich tam, zabezpieczających miasto od wylewów. Wąż w okowach — to obraz poskromienia wrogich sił przyrody, pomnik zatem, aczkolwiek uderza niezwykłością, ma pewne umotywowanie.
Na marginesie, należy wspomnieć o dużym przywiązaniu Niemców do gadziej stylistyki — o ich honorowej tarczy za udział w rozdeptaniu antyfaszystowskich nastrojów Warszawy.
SS-proj.: SS-Benno von Arent
Na tropach wężowego śluzania po Durnymdorfie spotkamy jeszcze jeden pomnik z żyjatkami w roli głównej. Powstał w 1932 r. z dłuta p. Rübsama Juppa i jest jednym z elementów mauzoleum, upamiętniającego proroczo liczbę roku Marsa.
Tyka jednak wydarzeniami wcześniejszymi, bo udziałem 39-go regimentu dolnoreńskich fizylierów we wojnie 1871 roku i wojnie nr I.
Pomimo, że powstał w '32 roku, to jego uroczystą inaugurację zdetonowano w lipcu '39. Dzisiejsi Niemcy twierdzą jednak, że chodzi tu wyłacznie o sztukę i męstwo, i nalegają, aby absolutnie nie łaczyć kamiennych ludzików z Adolfem.
Pocztówkową relację uzupełnimy wizerunkiem współczesnym. Znajdziemy ją w metapolitycznej Wikimedii (lub tutaj w wersji tekno).
Jak widać, jedno ze stworzeń zostało trafione aliancką bombą lub uciekło do Argentyny.
I to tyle gadania wężykiem.
Etykiety:
1939,
1944,
numerologia,
rzeźbienie,
zagranica,
żyjątka
niedziela, 3 kwietnia 2011
Orłonarodzenie
Dzisiaj ujrzała światło zawartość pierwszego jajka zagranicznego
— AMERYKAŃSKIEGO — bielika.
Zostały jeszcze dwa. Czy wyjadą z nich równie przerażające istoty, okaże się
w ciągu kilku następnych dni.
Z kolei sześciogłowy smok z Kaliforni — płomykówka, rozrasta się płynnie
i bez przeszkód. Jego poszczególne segmenty coraz bardziej przypominają rysy docelowego demona.
Z Ameryki wracamy na Płocką. Tutaj, przez ostatni tydzień, sroki kombinowały coś z gniazdem za redakcyjnym oknem, ale się niestety rozmyśliły i poszły budować obok.
Poza tym, większych ruchów w lokalnym powietrzu nie odnotowano.
Powietrze jest tu jak zawsze morowe i spisuje się na medal.
Subskrybuj:
Posty (Atom)