Mamy dużą słabość do tej wielkoformatowej informacji. Rejestrujemy ją notorycznie, od kiedy zaczęła grasować po mieście, od jakiś dwóch lat mniej więcej. Teraz plakat jest ponownie w natarciu.
Wciąż pamiętamy, gdy rozdziawił nas po raz pierwszy na rogu Pawła
i Mordechaja z siłą gigantycznego, 16-tonowego znaku zapytania.No bo, że niby co? Że "Aj czerwony klocek Pe-el"? Jak to? Dlaczego? Why?
I co tam robi ten vintedżowy szlaczek a pod nim "od 1989"? — To cena? gazeta zdrożała? Dlaczego szlaczek jest XIX-wieczny?) Dlaczego to wszystko ma takie optymistyczne winietowanie?Ratunku!
Z pomocą przyszła nam sama gazeta ustami jednego z tamtejszych trybików. Trybik stwierdził kategorycznie, że chodzi przecież o "love" (— no wiesz, laf, ty głuptasie), no i że to jest genialne (— To po prostu jest genialne!).
Od tej pory fotografujemy już czerwony klocek uświadomiony, podany na tacy, ale pewna trauma po zderzeniu z betonowym pytajnikiem została..
No, bo dajmy na to, dlaczego wszyscy mają zobaczyć w tym klocku serce? Klocek to klocek, nawet jeśli jest czerwony. Poza tym jest w ogóle nieseksowny — same kąty proste.
I love NY można faktycznie pokochać, bo tam jednak serce jest a nie jakieś serce zastępcze, serce metaforyczne sprowadzone do prostokątnego parteru.
Gdyby ten gazetowy znaczek miał chociaż jakiekolwiek cokolwiek — jakieś malutkie zaookrąglonko, jakąś fikuśnizację w sobie, wtedy można by pokusić się o zobaczenie tam serca. Sam kolor nie wystarczy.
Kolejne 16 ton, które się tutaj pojawia, to czy zestawienie klocka z PL-ką nie robi z niego narodowego symbolu — takiego jakim jest swasta w Niemczech, czy gwiazda u Rosjan? Byłoby to dość odważne (i uzurpatorskie zarazem).
Ale i tak identyczna deklaracja u powyższych nacji miałaby zdecydowanie bardziej klarowną transmisję: Zarówno w swastyce, jak i w gwieździe można by szybciej doszukać się serca niż w tym prostokącie.