Radio o tym donosiło, lirycznie, oksymoronicznie — że wagarowiczów może spotkać przykra niespodzianka w postaci umundorowanego policjanta.
No i nie mogąc uwierzyć uszom odnaleźliśmy tą podlinkowaną Ostródę.
Jak widać, działania prewencyjne "Pierwszy dzień wiosny 2011", wynalazek jakiegoś aspiranta na firera z Mazur, całkiem serio są.
Przypomniały się nam nasze dni, jak brało się trzysta piw i szło się na Podzamcze. Hej, wesoło było, hej!
I co? I nic. Jakoś nikt z tych wagarowiczów się później nie wykoleił, nie został spedofilowany lub stał się sprawcą. Wszyscy mają zagraniczne samochody, drogie rowery, mieszkają w dobrych dzielnicach, mają ajfony, expresy do kawy, tostery i komputery, płacą podatki i rozmnażają beztrosko przyszłych wagarowiczów.
Jak już nawet pierwszy dzień wiosny zamienia się w święto prewencji, to robi się naprawdę duszno. Przecież jak te dzieciaki dorastają w takim klimacie
— jakiejś ustawicznej megałapanki — to za kilka lat nie będą mogły się nigdzie ruszyć bez xanaxu, a za kilkanaście, sami będą wymyślać podobne "plany działań". Tyle, że karą za wagarowanie będzie już einstweilig erschossen.
Lepiej jakby milicja zajęła się łapaniem wągrów a nie wągrowiczów.