Łaskawie zdążyliśmy już zauważyć pierwszy trupowóż interwencyjny!
Lokalizacja wskazywałaby na Pana Piotrusia, ale nic nam nie wiadomo,
że odbywał kolejną parapetówę.
sobota, 31 marca 2012
Słówko od kibiców
Przemówili w tradycyjnym zaułku wymiany myśli na ul. Niskiej, na przeciwko Umschlagplatzu.
Nic dziwnego, bo Euro już tuż, cyrkowy namiot na Pradze otwarty, na Łazienkowskiej świeci nowoczesne centrum fizycznej kultury, więc kibice promienieją, wdzięcznieją, wdzięcznie szczytują po szczytowych ścianach.
piątek, 30 marca 2012
Nissan listkowiec
Zasadniczo nie popieramy paliwa, ale bardzo przypadło nam auto spostrzeżone na Muranowie. Przykuwa, wzbudza i w dodatku niczego nie reklamuje. Fantastyczny pojazd na jesienną wojnę lub zabawę chowanego śródściółki.
Pomysłowemu właścicielowi łączymy szczere wyrazy szacunku.
Czarne Ameno
Nie możemy się wybrać z zamkniętego koła kronik podwórkowych, albowiem wczoraj Płocka rozbłysła się głęboką czernią pogotowia pogrzebowego 24 h.
Jeszcze niedawno mieścił się tam od zawsze krawiec starszy, bardzo w starym stylu, ale zrezygnował. Zraziła go jednorazowa odzież, lumpexy
i brak kilientów na garnitury szyte na miarę. Mamy jedno przypomnienie o jego poglądach na współczesność, gdy przynieśliśmy bojówki do skrócenia. Wykręcał się jak mógł, strasznie go trzeba było kabacić, w końcu zrobił wirtuozerkę, ale z zastrzeżeniem żeby nikomu nie mówić, "bo zaczną mi się tutaj zaraz złazić nowocześni, a ja krawiec starej daty jestem".
I tak — miesiąc, remoncik, lastriko, terakotka, biureczko, paprotka i tuż obok toto & keno wyjeżdża Ameno.
Musimy przyznać, że podwórkowe okolice w rejonie Płocka - Wolska - Górczewska aż kapią od wszelkich uciech całodobowych (kilkanaście mono-
polowych, gier salony kubatura 2x2, szpital dla gruźlików), ale całodobo-
wego pogotowia w grzebaniu jeszcze nie było.
polowych, gier salony kubatura 2x2, szpital dla gruźlików), ale całodobo-
wego pogotowia w grzebaniu jeszcze nie było.
Na brak klientów w branży ostatecznej amenowcy nie będą raczej narzekać,
zaś czerń doda trochę kolorytu tej lekko zgnuśniałej i odbarwionej okolicy. * Będziemy więc mocno wypatrywać kciuki za pierwszym karawanem na sygnale.______________
* Aktualna gama ulicy Płockiej na odc. Wolska-Górczewska prezentuje się mianowicie: 1. lumpex, tzw. "Guczi" (oficjalna nazwa "Salon Garderoby Używa-
nej"); 2. sklep dla kalek; 3. sklep dla ludzi lubiących ryzyko, Społem; 4. papier-
nik; 5. biuro podróżowania; 6. piękna fryzjerka; 7. szybkie grzebanie; 8. pan od telewizorów; 9. kolektura; 10. Ładna pani od sukienek; 11. łakocie dla gruźlików; 12. duperelki w stanie wiecznej wyprzedaży; 13. uczenie języka; 14. lumpex "Armani".
Po stronie parzystej nic ciekawego nie ma, poza gruźlikami i przyszpitalnym źródłem oligocenki.
środa, 28 marca 2012
Bez ryzyka
Nawiązując do wczorajszej atrapy skoku na placówkę, zalecamy się nowością narzędziową dla profesjonalisty. Niedaleko — bo u zegarmistrza na Lesznie
i w razie niepodobania napadu możliwy jest zwrot.
i w razie niepodobania napadu możliwy jest zwrot.
Antygloger i Cygani
Długa ciekawostka etnoznawcza od naszego koresspondenta
z Tykocina, Zygmunta Glogera. Ten znany słynny badawca krajowego folkloru zabierze nas w bajkową podróż po tajnych operacjach świata cyganów.
To zarazem ważny głos w dyskusji o atmosferze.
z Tykocina, Zygmunta Glogera. Ten znany słynny badawca krajowego folkloru zabierze nas w bajkową podróż po tajnych operacjach świata cyganów.
To zarazem ważny głos w dyskusji o atmosferze.
Wersja tekstowa, z ambientem >
Listy od korresspondentów.
— Tykocin. Korrespondent nasz w liście z d. 27-go kwietnia pisze co następuje: Prawdopodobnie jeszcze nigdy tyle band cygańskich nie wtargnęło do naszego kraju, co w roku bieżącym. Uzbrojeni w pasporta zagraniczne, po większej części austryackie, imponując wielkością karawan i wrzekomem bogactwem srebrnych guzów, przedstawiając się za kotlarzy, w dowód czego wożą kotlarski warsztat z sobą, kradną na potęgę wszystko co się da. Kto się dziś na wsi nie przypatrzył temu wyzyskiwaniu, pojęcia o niem mieć nie może. Karawana złożona z kilku, a czasem kilkunastu długich węgierskich wozów, zatrzymuje się zwykle na jakiemś pustkowiu, w zaroślach, niedaleko łąki i gościńca. Pomiędzy dwoma wozami równolegle ustawionemi, zawieszają na drągach dwie olbrzymie, czarne od dymu płachty. Pomiędzy temi płachtami u stropu pozostawiają duży otwór dla dymu z ogniska, które rozniecają wśród takiego namiotu. Po roztasowaniu się w upatrzonem miejscu, rozbiega się czereda po okolicznych wioskach, zostawiając niektóre dzieci, a czasem i kogoś ze starszych do pilnowania obozu. Nigdy Cygani nie idą razem z Cygankami do wsi lub dworu, ale oddzielnie. Są tego pewne powody, a mianowicie najprzód odrębny kierunek działalności. Cyganki idą w dzień, natrętnie żebrzą, wróżą, kładą kabały i kradną z niepospolitą zręcznością wszystko, co się nawinie pod rękę, a zwłaszcza drób domowy, przędziwo, odzież, sprzęty miedziane i srebrne. Cyganka, trzymająca na ręku niemowlę, zapytana przezemnie, gdzie najprzód ukrywa skradziony przedmiot, odpowiedziała najnaturalniej, że chowa pod dziecko. Każda Cyganka, idąca do wsi, ma zawsze przy sobie garść zboża, którem zwabia kury dla łatwiejszego ich schwytania. Gdy kilka Cyganek idzie razem, jedna zwabia, drugie napędzają drób do ręki. Która powróci do obozu bez żadnej zdobyczy, otrzymuje od swego męża lub ojca pewną ilość szturchańców lub harapów po grzbiecie. I to jest powodem, dla którego mężczyźni Cygani nie towarzyszą żonom i córkom do wiosek, nie mogliby bowiem w razie niepowodzenia wyprawy, wkładać całej odpowiedzialności na kobiety.
Operują oni w inny sposób. Zachodzą wszędzie, dopraszając się z równą natarczywością o jałmużnę, o siano dla koni i niby to o robotę kotlarską. Przy tej sposobności przypatrują się, gdzie zamykane są na noc świnie i konie, w którym domu większy dostatek. W nocy idą kraść żywą zdobycz lub przez wydartą w słomianym dachu dziurę zabierają ze strychu gromadzone często przez całe lata zapasy zamożnego gospodarza. Dla koni swoich, w razie braku siana i koniczyny, kradną z pola zboże. Sam widziałem, jak dzieci cygańskie okruszały ze snopów dla koni na wielkie drewniane misy kradzioną pszenicę. Na dowód, że kradzież musi się dobrze udawać, niech posłuży ten fakt, iż Cygani żyją prawie samą wieprzowiną i drobiem, a nikt jeszcze nie widział chyba, aby gdzie nabywali za pieniądze podobne produkta. Na jarmarki śpieszą skwapliwie, bo są one pożądanem polem dla ich przemysłu. Z ukradzionym koniem Cygan umyka w inną okolicę, proponując po drodze sprzedaż lub zamianę swej zdobyczy i przyjmując nieraz konia gorszego, ale nie kradzionego, z którym nie potrzebuje się ukrywać. Cygani nigdy nic nie kupują, a często sprzedają różne rzeczy, nawet towary. Pracy, ani przednówku oni nie znają, podatków żadnemu rządowi nie płacą, sami dobrze wyglądają i konie mają zwykle tłuste. Gdy kto Cyganom wymawia, że nie pracują, tylko żebrzą i kradną, odpowiadają z całą wiarą wschodnich ludów w przeznaczenie i fatalizm, że na to się Cyganami porodzili, aby żebrali i kradli, a chybaby Pana Boga w niebie nie było, żeby Cygan musiał pracować. Wiara ta udzieliła się poniekąd i naszemu ludowi w jego pojęciach o Cyganach. Darmo bić wilka — mówi chłop — zawsze on będzie dusił barany, kot będzie łowił myszy, a Cygan będzie kradł. Cyganki złapanej na złodziejstwie nie oddają nigdy w ręce sprawiedliwości, a nawet bardzo rzadko Cygana, poprzestając na odebraniu zdobyczy i co najwyżej szturchańcach. To też kara dosięga Cyganów nie więcej niż za jedną z tysiąca popełnionych kradzieży, a stanowiące tę karę kilkomiesięczne więzienie, jest oczywiście tylko wypoczynkiem po trudach.
Cyganka pochwycona na kradzieży nie traci bynajmniej rezonu; powiada, że kto ją uderzy, temu narzucona przez nią choroba ręce pokręci, a i rękę, która odmawia wsparcia Cygance, także coś podobnego spotkać może. Cygan złapany na uczynku prosi o litość i przebaczenie, ale ostrzega zarazem, że gdyby tego nie otrzymał, to wielkie nieszczęścia spotkają głuchych na jego prośbę. Argumenta te osiągają zwykle pożądany dla Cyganów skutek, co zapewniło im wyjątkowo korzystny proceder bytu i bezkarnego eksploatowania biedniejszych warstw naszego społeczeństwa. Ofiarą bowiem kradzieży padają głównie ci, którzy mają najlichsze zamki, nie utrzymują stróżów do nocnego pilnowania i latem idąc do pracy w pole, pozostawiają domy na opiece dzieci.
Jak widzimy, Cygani, korzystając z ciemnoty naszego ludu i jego wiary w możliwość wszelakiej zemsty, wyzyskują tym sposobem nasz lud na korzyść swoich kieszeni. Przez kilka miesięcy kradną albo wyłudzają; wyeksploatowawszy jedną okolicę, gdy policya zaczyna ich prześladować, przenoszą się do innej, i tak wędrują na zimę ku południowi, żeby z nastaniem wiosny ponowić swoją inwazyę.
Już w roku 1607 żądano przymusowego wydalenia Cyganów z granic kraju. Nie nastąpiło to jednak w skutek oppozycyi posłów, którzy dowodzili, iż nie można wypędzać ludzi wolnych, wśród których znajduje się wielu dobrych rzemieślników, jako to: kowali, kotlarzy i ludwisarzy, czy odlewaczy cyny i miedzi.
Ale od owych czasów stosunki zmieniły się zupełnie. Mamy dostatek własnych kowali, a nawet kotlarzy i ludwisarzy w kraju, którym obowiązani jesteśmy dać przed innymi zarobek. Goście zaś cygańscy zajmują się dziś prawie wyłącznie rzemiosłem kradzieży i rabunku, a dla samego bezpieczeństwa nikt nie może prezentować im swojej stajni, koni, naczyń miedzianych i t p. Protekcya więc, która przed trzystu laty mogła być dowodem ludzkości i rozwagi, dziś byłaby sankcyonowaniem grabieży i próżniactwa tych dzikich pasorzytów południa.
Zygmunt Gloger
wtorek, 27 marca 2012
Napad Handlowy
Lokalne doniesienie z najświeższej przedchwili!
Jeden z przebogatej palety naszych okołopodwórkowych banków padł ofiarą napadnięcia! Napaść, średnio udolna i niemrawa, odbyła się 2 godziny temu. Pieniądze chciał wziąć jakiś biedny człowiek w spodniach w panterkę, w akcie desperacji i z "przedmiotem przypominającym broń". Błyskawicznie go zawinęli.
Policjanci raportowali centrali, że właściwie to on nic nie zrobił i że ma prawdopodobnie jakąś usterkę umysłową. Wobec tego śmiechów i żartów było co niemiara.
Jeden z przebogatej palety naszych okołopodwórkowych banków padł ofiarą napadnięcia! Napaść, średnio udolna i niemrawa, odbyła się 2 godziny temu. Pieniądze chciał wziąć jakiś biedny człowiek w spodniach w panterkę, w akcie desperacji i z "przedmiotem przypominającym broń". Błyskawicznie go zawinęli.
Policjanci raportowali centrali, że właściwie to on nic nie zrobił i że ma prawdopodobnie jakąś usterkę umysłową. Wobec tego śmiechów i żartów było co niemiara.
Przy okazji, wytoczymy inny przykład wymuszonego rozbójnictwa, który odbył się na tym samym narożniku Płocka/Wolska dwa tygodnie wcześniej. Dotyczył innego banku i przeszedł zupełnie bez echa.
Jaka dzielnica, takie echo i rozbójnicy.
Jaka dzielnica, takie echo i rozbójnicy.
Siwek z pokładu nadziei
W sobotę, po podwórku przed kamienicą Kalinowskich, wałęsał się prawdziwy jeleń. Okazało się, że należy do lokalnej infantki.
Obrazek adekwatny, bo znacjonalizowani po wojnie państwo PHK 1924, czyli Piotr i Helena Kalinowscy, zajmowali się pociągowym wożeniem i przy kamienicy były wtedy stajnie dla jeleni.
Od dawna nie ma już stajni, nie ma też Kalinowskich, 5 lat temu wyprowa-
dzili się z budynku ostatni lokatorzy, a syn państwa Kalinowskich prowadzi się z państwem urzędowym najdłuższą batalią o zwrot majątku.Kamieniczka cierpliwie czeka przy nadziei, ale pewnie i tak niedługo się zawali, gdy ktoś solidnie oprze się jednej ze ścian szczytujących płonnie.
Dla chcących wszystko "wiedzieć, że.." przydatnym info może być a jakże, że na tyłach Płockiej 27a, w dawnej "Fabryce piór stalowych Konrada Wasilew-
skiego", ma teraz siedzibę Straż Zwierząt, Wolska 60. Niedawno o straża-kach był szum, bo otworzyli dla żyjątek (i szybko zamknęli) tzw. "okno życia".
Jak je otworzą, to znowu będzie można tam wrzucić ukochanego pupila, co to okazało się, że trzeba go karmić i wychodzić z nim nawet w zimie.
Kurs na rynku zwierząt używanych jest obecnie bardzo wysoki. Koty prze-
rabiane są na żyletki, psy — na ekologiczne autostrady.
Żeby nie było takiego markotu spuścimy jeszcze wczorajsze spojrzenie ponad kalinowym dachem.
poniedziałek, 26 marca 2012
Wiosenna melodyka czterech dętych
Zatoczyliśmy kółko orkiestracji. Coroczne tabory ciągną się przez stolicę, gra muzyka, wybucha radość, ssą sypane grosze od ręki z okien. Jednak z każdym rokiem ręka coraz mniej muzykalna i chojna, coraz rzadziej uchyla dojnej, okiennej klamki.
Tak zajawia to zjawienie koresspondent z kiedyś:
Tak zajawia to zjawienie koresspondent z kiedyś:
Pomimo rozwielmożnienia amatorki, rybie oko naszego reportera złapało muzykę na redakcyjnym podwórku oraz na styropianowych tyłach Muranowa.
Dodatkowo ujawniamy odważny dokument, niosący bezpośredni kontakt dźwiękowy i nastrojowość.
_____
Na dziś to tyle o sprawach boksu. Niedaleko do nich wrócimy, bo są wielokrotnie złożone, porosłe mitami i nieprawdą.
Jeszcze tylko szybka wiadomość ze świata i tymczasem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)