środa, 16 maja 2012

Haliłosie

Zatrzymamy się z powrotem na Mirowskiej Hali i doniesiemy dużo nowych cegieł z cegielni "Łosie" w Łosiach pod Radzyminem. Mają one posłużyć renowacji halicegieł starych, dziurawych i rozstrzelanych.


Zauważmy także, iż bardzo nas cieszy, że nie zniknęła do lamusa tradycja stemplowania cegieł. Im możesz zaufać!

Z rozpędu zajrzyjmy również na stronę remontu wykonawcy, spółki AMP (aka Alpine Mayreder Polska lub Alpine Bud Sp. z o. o.), tej samej, która zrobiła wielobarwny lifting hali strony zachodniej oraz m. in. przebudowę basenu dla hipopotamów w warszawskim ZOO, ogrodowe osiedle w Wilanowie, dach na Królewskim Zamku, wioski kinder SOS-ów, żelbety na Słomińskiego za 12 237 340 zet i tysiące innych prac na krajowym i międzynarodowym froncie budowlanym. Wszystkie te przygody można znaleźć na stronie z referencjami AMP-a. Imtakżemożesz zaufać!

Kontynuując strumień świadomości halowej, przenieśmy się kilka kroków dalej — do Hali zwaną Gwardii — gdzie onegdajszy Niemiec Losse wydrapał na murze zapowiedź nadejścia Łosi.


Być może (czyż to nie cudownie?), SSyczący Niemiec Losse był nawet jednym z tych, którzy nas masakrowali i spopielali w pierwszych dniach sierpnia 44,
jednym z tych, o których działalności wspominał p. Klimaszewski
w  "Verbrenungskommando Warschau":

[...] Znowu odliczono tych z przodu i wepchnięto w głąb hali... Krótkie serie strzałów i cisza, a później pojedyncze strzały pistoletu.
Przed nami gęstwa wyciągniętych w górę rąk rzedniała. Nerwy nie wytrzymywały już. Starszy siwy człowiek o twarzy inteligentnej, ale wykrzywionej strachem usiłował wycofać się, wciskając nieprzytomnie między tylne rzędy. W ślad za nim napierali inni, ślepi, nieczuli, aby dalej od fatalnego wejścia. Ludzie z tyłu ścieśnili się jednak, zaparli murem broniąc przejścia. Wypchnięci więc z szeregu stali bezradnie, bo miejsca ich dawno zajęli ci z przodu. Otoczyło ich zaraz kilku esesmanów, spychając do wejścia. Wkrótce znikli w nim, dołączeni do następnej odliczonej grupy. Znowu echo wystrzałów i cisza długa i straszna.
Spod nóg człowieka stojącego przede mną wysunęła się rosnąca długim językiem kałuża podmywając buty stojącego opodal Niemca. Esesman usunął się z obrzydzeniem.
— Weg du Scheissdreck! — wypchnął nieszczęśnika z szeregu gwałtownym szarpnięciem. Ten instynktownie cofnął się do tyłu. W oczach Niemca przemknęło niewyraźne wahanie.
— Weg, verdammt! — powtórzył znowu z wyraźną nutą irytacji i lufa automatu zachwiała się niebezpiecznie.
Człowiek, półprzytomny, cofał się pośpiesznie, aż utknął gdzieś na końcu wyciągniętego szeregu. Niemiec odwrócił się i lufą pchnął mnie do przodu. Odczułem jej zimny ucisk na plecach. Z pochyloną twarzą bezmyślnie  obserwowałem płyty chodnika.
Znowu parę kroków naprzód, drżenie w nogach wzmagało się obejmując całe ciało. Stojące przede mną szeregi wydały mi się przeraźliwie nikłe, całkiem wyraźnie rysowała się wysoka i ciemna framuga bramy. Jeszcze dwa, trzy odliczenia...
[...] Pośrodku budynku, częściowo zniszczonego bombardowaniem, otwierała się szeroka dziura. Bomba, która przebiła tu kopułę dachu, zawaliła także i podłogę, otwierając ogromną głęboką czeluść targowych piwnic i podziemnych magazynów. W jej głębi leżały stosy ludzkich ciał. Światło słoneczne przebijało tu przez kolorowe szybki okien ciemnożółtą poświatą barwiąc upiornie dziesiątki twarzy skrzywionych grymasem bólu. Wokół dołu lepiło się od gęstej mazi krwistego błota, pachniało słodkawo, drażniąco, do wymiotów. Jak okiem sięgnąć, na betonowej płaszczyźnie całej hali czerniały nieruchomo leżące ciała w ciemnych skrzepach krwi.

A płynąc strumieniem na zachód, ujawnimy do kompletu Hessa z ulicy Dworskiej, który dał się zapamiętać na murze tamtejszej gazowni, poczym — w 1941 roku — czmychnał messerszmitowo do Anglii.


Wracamy jednak klamrą do wesołej współczesności i Hali Gwardian, żeby zajrzeć w stanowisko bojowych, gwardyjskich bokserów.


Gołąbki ekspresowe


W piątek zbłądziliśmy redakcyjnym pojazdem w Gołąbki, bo zmierzaliśmy
w Pruszków.

Jest coś bardzo niezwykle przyjemnego móc tak sobie popedałować
na świeżo nieczynnej autostradzie. Taki sam słodki fragment odbywał się,
gdy pojawiło się na Bemowie S8 i nie spuszczono jeszcze z łańcucha
łańcucha samochodów.


Nową drogę oceniamy fajnie. Jest na tyle szeroka, że w godzinach szczytu zmieści się na niej ok. 25 do 30 rowerzystów jadących bez trzymanki.
W tej chwili warto ją przemierzyć, bo nie ma jeszcze aż takiego tłoku i kieru-
nek Pruszków + okolice sięga się w 40 minut. Jedyne mankamenty to brak punktów wymiany płynów oraz te pleksiglasy po bokach, bo chłoną dźwięk
i nie słychać w jakim kierunku się jedzie.


Gołąbkowy wiadukt nad torami,
w perspektywie węzeł konotopny,
A2 i szansa jasnej drogi
daleko precz.

Na zwrócenie zasługuje fakt budowy kolejnego wiaduktu,
w stylu wczesnej secesji co prawda,
ale, tak na oko, nie mogącym pomieścić
aż tylu rowerzystów co poprzednik.



Ponownie zalecamy się szansą zwiedzenia autostradowej wycieczki, zanim pobrudzi się asfalt i porobią mikropęknięcia.

Kolej na torach schludu

Po zagładzeniu szuwara, deratyzacji tunela zachodniego i egzekucji historycznych budynków, kilka dodatkowych spojrzeń na paniczne porządki na kolei.
Po kolei: klasyka neonu pod internacjonalnego gościa, świeżo zamalowane królewskim błękitem HWDP Wola, lśniące alabastrową bielą śmietniki tamże oraz trawa radosną żółcią malowana, wuala!


poniedziałek, 14 maja 2012

Śląski, kolizyjny

Nius z ostatniej przedchwili, który nas wstrząsająco zaskoczył.


Rozumiemy, że młody narybek informacyjny może pomylić literki, ogonki
i przecinki, ale tworzenie nowych mostów w Warszawie to już zajęcie
z dziedziny inżynierii wyższej.
Rozumiemy i prosimy o zrozumienie.

Eurozagłada dotleniacza

Kolejnym trudnym pożeganiem jest brak ożywczyczej centralnej szuwarowni. Wycięto żyjątka i pałkę, zostawiono kałużę.
Akwen ten (jak zgrabnie określił go Ajemaj) śledziliśmy od dawna i będzie nam teraz pustko na szumie trzcin w dzień upalny, suchy w ustach, zmęczący, przydworcowy.


Kamień się w ręku otwiera a w sercach bulgot i bul, że popsuto tak wartościowy biotop.

Cenzurka


Ciężkie czasy zapadły nad lekką obyczajką, bo odprężające okienko Świerczewskiego róg JPII zakryło widoki.
Początkowo sądziliśmy, że zakryto najprostszą linia oporu — jakąś dyktą/tekturą czarną. Byłoby to nawet zabawne, lecz po głębszym wejrzeniu wyszło gorzkie szydło, że to telewizor.


No i wysiadujące w okienku panie, leco tera z windowsa na ekranie.

Divide

Piesek nieboraczek, lekko śmieszek, ale raczek głównie nieboraczek raczej
versus 5 kilo żarcia.


Odliczanie


Ciekawe, czy te tłumy czerwcowych sympatyków polubią warszawski rytm
po zachodzie słońca?

Polska żyje!

Jeden z zachowanych okupacyjnych stritartów na Emilii Plater — napis "Polska żyje"— uhonorowany terrarium z pleksy, po trzykroć reklamą bodyartu, jedną sztuką usług gazowniczych i jakimś glutkiem.


Jak widać, życie żyje się bardzo intensywnie. I, trudno w to uwierzyć, ale
wciąż w tej samej Polsce.