środa, 13 stycznia 2016

Łańcuchy w dziejach ludzi pracy


W 1920 roku inż. Stanisław Kubiak produkuje łańcuchy na Elektoralnej 30. Trzy lata później przenosi się do świeżych budynków na Hrubieszowską 9. Oficjalny start Pierwszej Polskiej Wytwórni Łańcuchów Rolkowych odbywa się 25 maja 1923.

Oprócz pierwszego w kraju łańcucha, łańcucha do elewatorów i do czysz-
czenia rur płomiennych firma wytwarza także zębate koła.
Koła łańcuchowe, oczywiście.


Przedwojenną historię przeskoczymy paroma susami, ponieważ teraz jest już dostępna w niemal każdej czytance o łańcuchach w systemie Gall'a
i Fleyer'a. Przepisał ją również vice konserwator w pe-de-efie oraz
w Dziedzictwie. (*

Zatrzymamy się tylko na chwilę w listopadzie 1937, gdy u Kubiaka kipiała wazelina >

Podczas okupacji łańcuchy pracowały pod budżetem hitlerowców.
Powstanie. Pomimo, iż w pobliżu - na rogu Dworskiej i Karolkowej - była powstańcza barykada, to nie toczyły się o nią większe walki. Jedynie 1 sierpnia powstańcy podjęli próbę zdobycia ufortyfikowanej szkoły na Karolkowej. Rzucili kilka granatów i butelek z benzyną, Niemcy ostrzelali ich z karabinu maszynowego, powstańcy wycofali się w inny rejon Woli.


Bang! Bang! I jesteśmy już po wojnie.
Budynki wytwórni przetrwały ją
w całkiem dobrym stanie. Hrubieszowska 9 była "dwójką"
w klasyfikacji BOS. Z całego zestawu budynków spalone było tylko jedno dwuizbowe pomieszczenie z kiblem. Pierwszym najemcą upaństwowionego, spółpodzielonego Kubiaka były Zakłady Metalowe "Rolmet". Profil pozostał niezmiennie w łańcuchach, a w zakładzie pracowali metalowcy z przedwojennej fabryki.
W 1951 r. "Rolmet" zrobił na Hrubieszowskiej remont. Naprawił rynny, dach, gzymsy, kominy i pomieszczenie z kiblem. W 1970 r. zakład musiał się pożegnać z kilkoma budynkami, ponieważ poszerzano ul. Kasprzaka.
Za chwilę musiał się pożegnać sam ze sobą, ponieważ został zastąpiony inną spółdzielnią - przybyłymi z Elbląskiej 67 - Zakładami Metalowymi
"Ko-met".

Nie wiemy, czy Rolmet prześlizgnął się w nazwę Ko-meta, czy po prostu czymś podpadł, w każdym razie więcej już się nie pojawi na kartach historii łańcucha. Ko-met zaś pozostaje godnym kontynuatorem tradycji - wytwarza Fleyera, walcuje taśmy, płytkuje łańcuchy, przeciąga rury i pręty. Poszerza się także w klucze nasadowe, wkrętaki i odkuwki.
W 1975 r. w związku z VII zjazdem partii, nowy gospodarz dostaje polecenie otynkowania elewacji Hrubieszowskiej 9.  Raczej nie wywiązuje się z tego zadania zbyt sumiennie, bo już w 1981 roku wysyła błagalne podania do wolskiej Rady Narodowej, aby ich nie wyrzucano z zajmowanej posesji.
Zdesperowany Ko-met pisze:

"Nasz udział w produkcji krajowej łańcuchów wynosi zaledwie 5%, ale jesteśmy jedynymi dostawcami niektórych ich typów. Jesteśmy jedynym producentem łańcuchów
do wózków widłowych"…

Niestety. Narodowa Rada pozostaje nieubłagana. Kometa odlatuje
w listopadzie 1983.
Łańcuch metalowych zdarzeń zostaje przerwany.

Gdyby ktoś z zamiejscowych lub odwiedzających nie orientował się, gdzie rozgrywa się cała sytuacja,
to tutaj jest plan.

Następuje nerwowa przepychanka między kolejnymi kandydatami na Hrubieszowską 9. Teren może paść łupem Róży Luksemburg. Starają się o niego również: spółdzielnia "Polifoto" oraz firma pt. "RIDAN".

Znane i lubiane Polifoto specjalizuje się w obróbce materiałów fotograficznych (każdy, kto kiedyś oddawał klisze do wywołania zna ten znak). Obiecuje gruntowny remont i nadbudowę budynku o 2 piętra (!).

Z kolei Zakłady Elektromechaniczne "RIDAN" to inicjatywa prywatna, zgodnie z opisem urzędników życzliwych firmie:

"Firma zajmująca się produkcją elektronową, wytwarzająca aparaturę elektromedyczną i aparaty do rehabilitacji słuchu
i nauki mowy dla małych dzieci na eksport i krajowej służby zdrowia, jako antyimport z krajów kapitalistycznych".

Zwycięża antyimport. Wprowadza się w marcu 1984.

W drugiej dekadzie XXI wieku na Hrubieszowskiej, jak zwykła mawiać nasza redakcyjna Paulina, "jest, jak jest".

Kochajmy łańcucha!
Nie niszczmy jamniczka!

________________
(* w niniejszej notce prostujemy kilka chochlików w faktach, datach i nazwach pojawionych w postdziedzictwie, a rozpylonych siłą rozpędu sieci.

wtorek, 12 stycznia 2016

Ostatnia ściana




Wracamy na Bliską Wolę, czyli dalekie Odolany. W aleję Prymasa.
Patrzymy w ścianę sali konferencyjnej FWP im. Świerczewskiego Karola i jej precyzyjne sgraffito. To jedyny przykład sztuki tynkarskiej legendarnego mistrza Dziędziory Jana.
Kompozycja przedstawia chłopców wypuszczających gołębie. Powstawała
aż 2 lata: 1974-76. W jej tworzeniu uczestniczyli również inni słynni artyści epoki: Zeydler-Zborowski Krzysztof oraz Olędzki Antoni.

Efekt jest szokująco piękny i pobudza myśli.
Bardzo nam się podoba, bo jest super.

Należy podkreślić fakt, iż Wola jest jedyną dzielnicą na świecie, w której przetrwali chłopcy puszczający gołębie.




Obecnie sgraffito okropnieje i poddawane jest procesowi zacierania pamięci. W 2009 roku chuligan z farbą otagował tam 947 mikrometry swojego członka. Potem doszły reklamy, plus więcej reklam, aż do wielkiego finału
w zeszłym roku, gdy JW. deweloper całkowicie zasłonił chłopców.
Wieża ciśnień po PFK też jest pozaklejana "Blisko Wolo", więc można spokojnie zacząć demontować Karola.


Jeżeli dzieło tak wybitnie rozchwytywanych na zachodnim rynku artystów jak Dziędziora, Zeydler i Olędzki zostanie zniszczone, skandal będzie porównywalny do tego z ob. Sawicką i zamalowaniem rysunku Picassa
na Kole. Do kryminału poszło wtedy kilkaset osób.

***

JEDNAK! 31 stycznia ktoś organizuje iwent w obronie ściany!
Nic o tym więcej nie rozumiemy, ale pozostajemy w ciepłej życzliwości.

***

  CZYWIESZŻE... 
...że Jan Dziędziora (1926 Kraków-1987 Warszawa) był jednym z najbardziej bezkompromisowych artystów? Że był emigrantem do wewnątrz? Że jego obrazy były wystawione na słynnym "Arsenale" i były chwalone przez Siqueirosa? Że studiował na ASP
w pracowni prof. Rafałowskiego, wraz z Bohdanem Czeszko i Markiem Oberländerem? Stworzył mozaikę w domu pogrzebowym na Wólce oraz projekty kolorystyczne do hali turbozespołów i kotłowni w EC Żerań i fabryki maszyn w Kluczborku? Malował kamieniołomy, pejzaże i martwe natury
z chlebem i nożem? Że rysował asfalciarzy i czaszki? Że na ASP prowadził własną pracownię? Że walczył w AK i dostał Krzyż Walecznych, a zdrowie go nie oszczędzało?
Który z dzisiejszych tzw. artystów może to o sobie powiedzieć? No, który?!
Czy któryś z was zostanie pochwalony przez Siqueirosa, niedoszłego zabójcę Lwa Trockiego?


...że Krzysztof Zeydler-Zborowski (1921-1991) był kolorystą, szefem warszawskiego okręgu ZPAP i miał brata kryminalistę Zygmunta, autora bestsellerów milicyjnych?

… i że Antoni Olędzki (1932-) to autor wielu barwnych kompozycji malarskich?
 
Fot. Dziędziora, katalog Zachęta '94 (dzieła: "Brzeg rzeki I", "Czaszka", "Autoportret");
Projekt nr 6/1974.

niedziela, 10 stycznia 2016

Ostatni Kubiak




Redakcja spostrzegła wiosną roku przeszłego. Być może wydarzyło się chwilę wcześniej. Od tej pory zapewne już wszyscy przywykli się do twarzy
S. Kubiaka z żałośnie wyłupionymi oknami.




Żeliwne okna były kwintesencją, wisienką na torcie urody tego miejsca. Miały w sobie full industrialnego dziedzictwa oraz iluzję mlecznej szklarki: niezależnie od pory wydawało się, że w budynku pali się światło, że Stanisław Kubiak rolkuje łańcucha. A to tylko styropian czuwał, przyklejony do szybek w celu termalnym.


Terminalna przygoda Wytwórni Łańcuchów Rolkowych zaczęła się wraz ze zmianą nastawienia planu zagospodarowania i pójściem w kulturę. Konkurs na nowego gospodarza ogłoszony w 2011 r. przez ZGN skończył się źle.
Momentalnie pustkę wykorzystali e-zdomni, logerzy, burexy, pasjonaci łuszczącej się farby, ataniści, aziści i inne tego typu wyrzutki. (*


Teraz jest typowym terazem. Nie ma okien. Budynek się wietrzy. Zwały śniegu na dachu izolują go od wilgoci. Już nie złapie takiego cugu jak wiosną, gdy coś mu pootwierało wszystkie okna na parterze od Hrubieszowskiej, albowiem niedawno u północnej strony pojawił się szklarz ostatniej posługi:




Od czerwca redakcja próbuje zainteresować fabryczną sytuacją urzędnika
od zabytków — młodego i medialnego, kultowego pdfa o dziedzictwie postindustrialnym autora — Krasuckiego M. (vice konserwatora).
Nasze mejle zostają nie odpowiedziane.
Skontaktowaliśmy się również z Markiewiczem T., przewodniczącym Opiekunów Dziedzictwa (ZOK), ale odesłał nas do vice K.

Obecnie ćwiczymy muskuły przed wysłaniem prawdziwego, papierowego listu do konserwatora, bo być może taka forma korespondencji jest lepiej przyswajalna przez urzędników i doczekamy się odpowiedzi w ustawowym terminie.


(* Szczegółowa inspekcja Penetratorów w 2013 r.


I tutaj leci prośba do milionów polskich słuchaczy!!!
<prosimy>
Jeśli zależy Wam na zachowaniu Hrubieszowskiej 9 - ostatniego światełka w mroku Woli - zasyłajcie mejlami konserwatora
(tu są adresy). Może kogoś usłyszy?
Jeśli jesteście biegli w Fejsbukach, Twiterach itp. to tam ponieście ideę łańcucha, tak bestialsko rolowanego!
</dziękujemy>

________________

czwartek, 7 stycznia 2016

Ostatni Foton






Błony krajowe odchodzą w niebyt. Trwa rozbiórka wieży obserwacyjnej - ostatniej pamiątki po fabrycznej warowni Fotonu.
Czynnik odpowiedzialny: Potop. Szwedzi. Volvo.

środa, 6 stycznia 2016

Szafa z demonami

W międzykwadracie puszczamy slajdy z szafy, ilustrujące zagadnienie drewna, a zawdzięczone duszom Er w Lipnicy M.

Mebel jest epoki artu i deka, bo pochodzi z lat '30. Fornir oskórowany z brzozowej czeczoty. Szafa jest naszego cichego kumpla z Ochoty, ponieważ ją kupił.

Gdy przyszliśmy w Sękocińską i szafa zaczęła się nam przyglądać, uciekliśmy wniebogłosy.



Wrzeszcząc się już na ulicy, potknęliśmy o rękopis pisany starym, zielonym, roztrzęsionym noktowizorem.
Była w nim rejestracja innej szafy, która przytrafiła się niejakiemu panu Er kilka ulic dalej
/Oczekujemy na łącznie noktowizyjne…

poniedziałek, 4 stycznia 2016

100 lat²



Ciągnąc kwadrata, obecnie jesteśmy w aktualnym roku na prochach.
W Nemczynowce kończy się budowla osiedla w miejscu, gdzie rosyjscy fani Polaka Malewicza odnaleźli anomalię georadarem. W 2011 roku wskazała ona niezbite współrzędne pochówku artysty.


Tutaj musimy się telegraficznie przewinąć do roku 1935, gdy Malewicz umierał. Urnę z prochami przywozi do Niemczynowki (в Немчиновку) środkowa żona Malewicza Zofia Rafałowicz (Софья Рафалович) i zakopuje pod drzewem dąb. Najpilniejszy uczeń Malewicza Nikołaj Suetin (Суетин) montuje pod dębem pamiątkowy, drewniany sześcian z symbolem czarny kwadrat/białe tło.
Pomnik jest tymczasowy. Docelowa ma być suprematyczna kolumna,
wg. dizajnu tego samego ucznia.


Potem, wraz z paktem Ribbentrop - Mołotow, pod Moskwę podchodzą Niemcy. Przez najbliższe kilka lat ludzi zajmuje sztuka zabijania, zaś pamięć o nieobec-
nych przestaje się mieścić w normach.
Grób Malewicza staje się tylko jednym pośród milionów.

Ale to nie wojna wystawia świadectwo o jego tymczasowości. W 1941 r. dwaj miejscowi dzieciaczkowie-pastuszkowie(* postanawiają sprawdzić, co słychać w środku spróchniałej, rozpadającej skrzyni pod dębem.
Wewnątrz jest urna. W urnie Malewicz. Prochy się rozsypują, a pastuszkowie wracają do zajęć z wypasania.

W dalszej o kilka lat sekwencji dąb spłonie, ziemia i resztki pamięci o artyście zostaną zaorane.


Dopiero w 1988 roku o mogile przypomina sobie inny z uczniów Malewicza - Konstanty Rożdestwienski (К. Рождественски) - i organizuje jej kopię. Tym razem użyty jest beton, a czarny kwadrat czerwienieje.
Ponieważ przez lata mocno zmieniła się topografia terenu, zniknęły charakterystyczne punkty odniesienia, pomnik może jedynie symbolizować sam fakt pochówku w Nemczynowce. Dokładne miejsce pozostaje nie ustalone.


Niedługo później Joanna Szczepkowska (И. Щепковска) obala komunizm. Radzieckie republiki pierzchają się w panice, z flag spadają symbole rewolucji. Rosja wraca do dwulicowego orła, barw holenderskich i kaukaskich wojen. Na otarcie imperialnych łez federuje sobie Białoruś oraz kupuje Londyn i Côte d'Azur.

Rozpoczyna się czas kwadrata. Wchodzi przebojem na salony rewolucji rynkowej. Zostaje wciągnięty w uznanie, czyli pieniądz. Urzeczywistnia się wielki polsko-wallenrodowski plan Malewicza: w każdym rosyjskim domu ikonę zastępuje kwadrat.
Podobnie jak i u nas, głównym mecenasem sztuki staje się sektor budowlany. Moskwa zaczyna puchnąć i rozbudowywać estetycznie ogrodzonymi osiedlami. Zaczyna pochłaniać okoliczne miejscowości.
Na początku XXI wieku istnienie symbolicznej mogiły w nieodległej Nemczynowce wykorzystuje deweloper. Buduje tam luksusowe osiedle pt. "Malewicz" (z kwadratami w cenie od 1 mln do 3 mln dolarów).


I wreszcie historia krzyżuje się z georadarem. W 2012 roku powstaje się kolejne osiedle: "Romaszkowo-2". Niecały rok wcześniej awangarda poszukiwaczy odnajduje korzenie dębu i pustkę w anomalii. I pomimo, że w Rosji sprawa jest głośna od Kamczatki po Królewiec, nikt nie kiwnie palcem, by powstrzymać dewelopera przed zabudowaniem autentycznego
i ostatniego miejsca pobytu Kazimierza Malewicza.

Niestety, beton już się rozlał. Władze próbują teraz upamiętnić Polaka pomnikiem, który będzie stał prawie niemal w autentycznym miejscu (za to w miejscu prominentnym, bo w centrum osiedla). Parę ułamków koordynata dla prochów rozwianych na wietrze nie powinno mieć większego znaczenia. Urzędnicy zorganizowali właśnie konkurs na pomnik.
Wybrali mianowity projekt, żaden tam minimalizm: Vłala!


Docierając do dna telegramu zza wschodniej granicy, przejdźmy wreszcie
do sedna: Czemu?
Czemu polskość jednego z najwybitniejszych Polaków jest w Polsce tak bardzo marginalizowana?
Czemu wykorzeniamy Kazia i oddajemy pole Rosjanom, zabójcom suprematystów?
Dlaczego Polska potrafi tak intensywnie zabiegać o niemieckie obozy koncentracyjne, a nie upomni się o artystę rodaka?
Dlaczego monopol na miejsce w szkolnych czytankach mają u nas Polacy typu Chopin, Conrad, Joliot i Curie? Wszyscy, którzy porobili kariery
na zachodzie i nie wrócili w łono są lepsi od tych ze wschodu?
Czy sęk leży w naszym wiecznym chłystaniu zachodem?

Dlaczego?


Dlatego. Dlatego stwierdziliśmy złożyć stowarzyszenie.
Stowarzyszenie "Reduta Imienia Dobrego i Złego".
Będziemy nim wyciągać z czeluści niepamięci polsko brzmiące nazwiska
i wtrącać w należne podium.


Pierwsza inicjatywa to Malewicz. I jak już wspomnieliśmy w poprzedniej nocie, chcielibyśmy mu wystawić symboliczną mogiłę również w Warszawie. Na jakimś cichym skwerku.
Tyle że Rosjanie mają aż trzy symboliczne mogiły, więc my powinniśmy mieć ich co najmniej o kilka więcej. Korzystając z potęgi inkubatorów i budżetów partycypacyjnych można by stworzyć sieć symbolicznej pamięci na całym terytorium.

Jesteśmy takim fajnym narodem miłych i uzdolnionych Polaków. Mamy szybką i piękną młodzież oraz kapitalnych starców. Istnieje jednak obawa,
że niedługo nasza supremacja może stać się udręką. Że podusimy się od nadmiaru własnej perfekcji.
Tak że kolejnym, oczywistym, zadaniem przewidzianym Reducie Obojga Imion będzie poszerzenie polskości. Początkowo małymi kroczkami
- o Czechosłowację i Łotwę, następnie o jakąś Australię. Reszta pójdzie sama, na łeb na szyję.
Kiedy Polska będzie już Ziemią, wyglądać będzie tak:



Potem oddamy się narzucaniu polskości pozaziemskiej. Wyszukamy jakąś zgrabną planetkę, nie za zimną, nie za gorącą, poddającą się łatwo polonizacji.
Nazwiemy ją Polska i będzie wyglądać tak >

Jeżeli planeta okaże się kwadratowa (trudniejsza w obróbce), będziemy ciosać inaczej.


______________________
* Jak wyglądali wtedy typowi pastuszkowie można spojrzeć w radziecko-sowieckiej produkcji z 1934 r. pt. "Весёлые ребята/Świat się śmieje".
______________________
Obie planety są naszym dizajnem, design jest nasz, bo it's ałer dizajn. Pozostałe obrazki i informacje pożyczyliśmy z netu pisanego cyrylicą. Zainteresowani podbojem kosmosu oraz suprematyzmem mogą się tam zasięgnąć.
Najpełniejsza historia o perypetiach Malewicza znajduje się na sajcie nemchinovka-malevich.ru.


Jeszcze więcej literek powróci już niebawem w odsłonie "Kwadrat do sześcianu".